Nie jadłam takiej galaretki ze 100 lat, ostatni raz chyba, jak byłam w ciąży z Mikołajem (no, to rzeczywiście jest 100 lat ;)). Tak mnie jakoś naszedł apetyt na ten smak...
Nie ma chyba lepszej zupy niż grochówka na chłodny, zimowy dzień, nawet kiedy zima nie dopisuje, a może nawet tym bardziej. W naszym domu specjalistą od grochówki jest mój mąż i tę grochówkę na zdjęciu właśnie on ugotował.
Przepis na grzybki marynowane mam od mojej mamy, ta z kolei ma go od swojej mamy, tak więc jest on w pewnym sensie tradycją rodzinną - zwłaszcza że cała rodzina to namiętni grzybiarze.
Chcecie pograć w nietypowego berka? Wystarczy odkręcić słoik z marynowanymi grzybkami. Jak uda wam się złapać za pierwszym razem, to będzie sukces. Prawdziwe schody zaczynają się, gdy taki grzybek powędruje na talerz. O tutaj mamy prawdziwe wygibasy. Mój widelec rozgrzany do czerwoności, grzyb śmieje się do rozpuku. Gonitwa trwa. Maaaaammmmm! Złapałam!
Tym razem czas na ogórki słodko-kwaśne według przepisu mojej mamy. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby ich zabraknąć szczególnie w okresie zimowym, polecam!
Po pierwsze to świetny sposób na przemycenie w obiedzie dużej ilości warzyw, po drugie pozwala uniknąć w całym domu zapachu smażonej ryby (co w przypadku dorsza jest szczególnie ważne). Poza tym danie jest lekkie i po prostu pyszne, a do tego można je przyrządzić nawet z nieodmrożonych wcześniej filetów.
Zupa jest sycąca i rozgrzewająca, w sam raz na zimowy wieczór. Na pewno zasmakuje wszystkim amatorom fasolki po bretońsku; w smaku bardzo ją przypomina.
Fantastyczne placuszki, trochę przypominające pancakes. Łatwe i szybkie w przygotowaniu. Na patelni szybko rosną i ładnie się rumienią. Nie ma problemu z ich przewracaniem.
Przepisów na tą popularną i lubianą zupę jest bez liku ale ja dzisiaj odwołuję się do przepisu, który pochodzi z wiekowej już książki pt.: „ Ilustrowany Kucharz Krakowski dla oszczędnych gospodyń” wydanie dziewiąte z około 1900 r
Chciałam zrobić „coś” na śniadanie. Chwyciłam banana, jajka i … zrobiłam placuszki. To było jakiś miesiąc temu, od tego czasu smażę je co weekend- chyba to już lekkie uzależnienie od tych delikatnych „pankejksów”.