Grzybki marynowane
Jestem ostatnio w niezbyt dobrym humorze, a to dlatego, że mój aparat cyfrowy nadal nie działa i nie wiadomo kiedy odzyska sprawność. Pewnym pocieszeniem jest fakt, że wada jest ponoć fabryczna i jako taka, będzie usunięta przez producenta na jego koszt, no ale dobrych zdjęć nie ma i już. Wobec tego nie zamieszczę kilku dobrych przepisów, jakie ostatnio wypróbowałam, bo zdjęcia w mojej ocenie nie nadają się do publikacji. Dzisiejsze wyszło jeszcze znośnie.
Przepis na grzybki marynowane mam od mojej mamy, ta z kolei ma go od swojej mamy, tak więc jest on w pewnym sensie tradycją rodzinną - zwłaszcza że cała rodzina to namiętni grzybiarze.
Do marynaty najlepsze są prawdziwki, podgrzybki lub maślaki - najlepiej małe, jeśli nie są otwarte, to razem z nóżką, a jeżeli kapelusze są większe, to nóżki odcinamy. Żadnego z wymienionych grzybów w tym roku jeszcze nie znalazłam, dlatego przyrządziłam eksperymentalną marynatę z zajączków - co z tego wyjdzie, zobaczymy wkrótce - choć zajączek to w sumie także podgrzybek.
Składniki:
grzyby leśne
woda i ocet w proporcji 4:1 (np. na 1l wody 0,25l octu)
cukier - zależnie od smaku
listek laurowy - po 1 do każdego słoika
ziele angielskie
pół marchewki pokrojonej w krążki
1 mała cebula
Grzyby oczyść i umyj na sicie, a następnie gotuj przez 50-60 minut.
Osącz i ostudź, a następnie poukładaj je luźno w słoikach.
Z podanych składników przygotuj zalewę. Ilość cukru zależy od Waszego indywidualnego smaku - ja daję na oko, tak aby smak się zrównoważył i zalewa była słodko-kwaśna, z przewagą kwaśnej. Wszystko razem zagotuj i gorącym płynem zalewaj grzyby w słoikach. Zakręć słoiki i ustaw je do góry
dnem aż do ostygnięcia.