Ostatnio wpadła mi w ręce książka Penelope Green "Na północ od Capri". Dołączyła ona do mojej kolekcji i wywołała chęć pobiegnięcia do kuchni. Czytałam ja na wakacjach i rozmyślałam kiedy i co z niej ugotuję. A to w dodatku książka, w której na końcu każdego rozdziału jest przepis! Więc jak tylko wróciłam, kupiłam co trzeba i wkroczyłam do kuchni. Penelopa przedstawia przepisy proste i dostosowane nie tylko do włoskich realiów. Miło się czyta, miło gotuje a potem je ze smakiem. Trochę go zmodyfikowałam i wyszło sycące jak obiecuje autorka i pyszne.
Dzisiaj prezentuję deser sernikowo-maślankowy. Połączenie składników trochę wynikało z wietrzenia lodówki lecz częściowo było zaplanowane. Właśnie o takim kolorowym deserze myślałam kupując galaretki w niesamowicie cudnych kolorach: szafirowym, rubinowym i turkusowym.
Postanowiłam przetestować kolejny przepis z książki Penelope Green "Na północ od Capri". Wybrałam pastę z pesto i bobem. Pesto lubi cała rodzinka, bób nawet już bąbel wcina, a makaron, wiadomo każdy i zawsze.
Ciastka są doskonałe. Wszystkie składniki doskonale ze sobą współgrają, począwszy od chrupiącego spodu z ciasteczek, poprzez wilgotne jogurtowe ciasto i śmietanową masę z dodatkiem truskawek, aż do czekoladowo-jogurtowej polewy. Całość dopełnia efektowna dekoracja
W poniedziałek miałam ogromną ochotę na sernik. Ale czasu mi nieco zbrakło, więc upiekłam szybko muffinki. Sernikowa zachcianka jednak nie dawała mi spokoju, i kiedy wieczorem nikt już nic ode mnie nie chciał - zabrałam się za pieczenie.
Bardzo lubię dodatek serka topionego w zupie. Nadaje jej takiego gładkiego, aksamitnego smaku. Jest wiele możliwości z zupą serkową. Baza jest zawsze taka sama a dodatki można komponować według własnego gustu i upodobań rodziny. Ja tym razem dałam makaron ryżowy.
Była niedziela, więc uznałam, że należy wykonać jakiś szybki deser. I stało się. Sernik na zimno, na pistacjowym spodzie z brzoskwiniami, które akurat były w pobliżu. Wiele nie trzeba, aby było smacznie i ładnie w niedzielne popołudnie.
czasem są takie dni, że obiad wymyślam na szybko, i najlepiej "z niczego", i w ten sposób czyszczę lodówkę z różnych dziwnych rzeczy pozostawionych do zjedzenia "jutro". tym razem padło na pieczone kurze udka (niezjedzony obiad z poprzedniego dnia, rodzina wzgardziła) oraz gotowe placki tortillowe, kupione kiedyś i trzymane na zasadzie "przydasie". i się przydało :)
Mmm... Mówię Wam - poezja. Całość rewelacyjnie ze sobą współgra, bazylia i tymianek podkreślają smak słodkich pomidorków, a delikatna masa spaja wszystko w obiad niemal idealny