Czekoladę łamiemy na kawałki, rozpuszczamy w rondelku na małym ogniu. Żółtka ucieramy z cukrem. Z białek ubijamy sztywną pianę. Ubijamy również śmietankę. Czekoladę łączymy z żółtkami, ubitą śmietanką (łyżkę zostawiamy do dekoracji), dodajemy brandy, na końcu pianę z białek, delikatnie mieszając.
Dziś rozpoczyna się kolejna blogowa zabawa przygotowana przez Olgę Smile. "Kuchnia Świąteczna i Noworoczna" trwać będzie przez cały miesiąc i mam nadzieję, że przyniesie nam wiele kulinarnych inspiracji. Jest dla mnie lekkim szokiem, że to już, że mamy grudzień i że za około 3 tygodnie wszyscy siądziemy z naszymi bliskimi przy wigilijnych stołach. Może zabrzmi to banalnie, ale nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko pędzi....
Ostatnio mało czasu przeznaczam na kuchnię, więcej swoich wolnych chwil spędzam na spacerach z psem, czy nad kawą i lekturą Wisławy Szymborskiej: wiersze, książka o niej; smakują. ;-) Pierwszy wiersz Szymborskiej poznałam w IV klasie szkoły podstawowej.
W święto Trzech Króli pieczono ciasto z jednym jedynym migdałem w środku. Tego kto znalazł go w swym kawałku, obwoływano"migdałowym królem". Proponowany deser nawiązuje do tego zapomnianego zwyczaju.
Straciłam rachubę i nie wiem, jaki numerek WC przerabiamy - dziękuję za informację - udało mi się załapać na okrągły numerek ;) W każdym bądź razie gospodynią jest Goś. Zaproponowała 3 przepisy - na pierwszy ogień poszedł mus czekoladowy. Mus wyszedł pyszny, ale w małej ilości :)
Wstyd się przyznać ale całkiem zapomniałam, że dzisiaj zaczyna się czekoladowy weekend. Pamiętałam o nim ale chyba przez to że są jeszcze ferie myślałam, że 19 luty jest za tydzień:) Dlatego też, kiedy oprzytomniałam, że to już dziś, musiałam trochę swoje kulinarne weekendowe plany zmienić.
Ciasto jak batonik? Może nie do końca takie samo, ale smakuje po prostu wspaniale! Jest dość słodkie, więc nie każdemu podpasuje. To ciasto robiłam już kilka razy, za każdym razem bardzo smakowało i nam, i gościom. Musicie koniecznie spróbować by się przekonać :)
Z faworków robionych na Tłusty Czwartek zostały mi białka. Synek poprosił mnie o bezy, które bardzo lubi, nie mogłam więc odmówić. Było to dla mnie pewne wyzwanie i nie wiedziałam, czy mi wyjdą, gdyż wcześniej nigdy ich nie robiłam. To są moje pierwsze bezy (pomijając Pavlovą):)
Nie będę owijała w bawełnę i przyznam od razu, że jest to przepis na najlepsze placuszki, jakie w życiu jadłam! Mają obłędną konsystencję (czujesz, jakbyś jadł … chmurkę?) i fantastyczny smak.
Zawsze myślałam, że zielone i niebieskie jedzenie nie jest zbyt apetyczne. Jednak chyba nie dla każdego, bo ten deser zniknął błyskawicznie i podobno był bardzo dobry. Ja, co prawda nawet go nie spróbowałam, wystarczyła mi opinia tych co jedli. A, że przygotowałam go z myślą o akcji Pinkake, musiał być zielony.
O tym deserze mogę powiedzieć tylko tyle, że jest wspaniały. Każdy kto lubi szarlotkę, jabłka i cynamon będzie zachwycony. Dlatego polecam:) Przepis znalazłam tutaj.
Z tą galaretką to było dziwnie. Bo pierwszego dnia warsztatów na które zaprosili mnie Ania i Piotrek, machnąłem się w proporcjach i galaretka się nie ścięła tak jak powinna, więc nie wyglądała zbyt reprezentacyjnie, na domiar złego również w smaku sporo jej brakowało. I pewnie dlatego ponad połowę przywiozłem do domu. Za to drugiego dnia… ooo!
Bardzo smaczny i prosty deser dla wielbicieli kokosowych smaków. Słone krakersy połączone ze słodkim kremem budyniowym tworzą wbrew pozorom naprawdę zgrany duet :)
Wprawdzie pogoda za moim oknem nie zachęca do jedzenia lodów, ale przepis może się przydać tym, którym aura bardziej sprzyja. Lody są pyszne, o kremowej konsystencji i głębokim pomarańczowym aromacie, na bazie soku pomarańczowego i jogurtu. Z wszystkich domowych produkcji, te wydają mi się najlepsze.
Wprawdzie już dwa razy podawałam tu przepisy na różne banany w cieście, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zrobić ich w kolejnej wersji, tym razem znalezionej w książeczce „Z kuchennej półeczki. Kuchnia tajska”. Nic nie poradzę – uwielbiam ten deser ;)