Ostatnio króluje u mnie ten prosty i zdrowy deser. Zmieniam tylko rodzaj owoców, świetnie sprawdzają się też brzoskwinie, banany, mango. Każdy owoc, który można zamrozić nadaje się do tego deseru. Konsystencja podobna do lekko rozmrożonych lodów.
Odkąd zobaczyłam kremową różę od razu wiedziałam, że niedługo pojawi się i u mnie. Na początku lekko się przestraszyłam, że jej wykonanie możne mnie przerosnąć i że trzeba będzie zamawiać końcówkę cukierniczą. Jednak okazało się że końcówkę mam, a wykonanie również nie jest trudne.
Estragon rzadko pojawia się na moim talerzu. Właściwie prawie nigdy, bo jakoś nie miałam okazji z nim eksperymentować. Ostatnio rzucił mi się gdzieś w oczy i zanotowałam sobie, żeby koniecznie wykorzystać go w chlebie. No i zrobiłam to przy najbliższej okazji.
Słodkie, mięciutkie, wilgotne ciasto, kwaśny rabarbar i na wierzchu bardziej delikatna pianka bezowa niż typowa, wysuszona beza. Całość współgra ze sobą wspaniale, babeczki długo zachowują wilgoć, jednak znikają niemal szybciej, niż się pojawiły.
Z wszystkich bochenków chleba, które robię przecież tak często, najbardziej lubię te, które są wytrawne, ale mają w sobie jakiś niewielki, słodki dodatek. Uwielbiam do ciasta chlebowego dodawać rodzynki, suszoną żurawinę, daktyle, czy suszone figi. Po prostu nie mogę się obyć bez tego drobnego przełamania smaku.
Idealny do przekładania tortów i mazurków. Co roku robię kilka słoiczków i nigdy nic nie zostaje. Ma piękny kolor i intensywny świeży aromat. W dużej mierze to zasługa krótkiej obróbki termicznej, która jest możliwa dzięki zastosowaniu cukru żelującego.
Placuszki na śniadanie w wolne dni zdarza mi się jeść coraz częściej. Ponieważ wciąż korzystam z jednego przepisu (jedynego, który zakorzenił się w mojej głowie na dobre), w ramach eksperymentu postanowiłam przygotować coś innego. I choć do tej pory nie wyobrażałam sobie placuszków w wytrawnej wersji, muszę przyznać, że się przekonałam.
Niebywale proste, ale przepyszne danie. Makaron, pesto, mozzarella i aromatyczne, dojrzałe pomidory – czyli wszystko, do czego mam słabość ;) Taki obiad robi się dosłownie w 20 minut, a nie wstyd go podać nawet gościom ;)
Kiedy w tamtym roku dostałam od Bei te cudowne "fasolki", marzyłam aby się same rozmnożyły, bo są tak cudownym dodatkiem do konfitur, do ciast, do serników i mięs, że już nie wyobrażam sobie jej nie mieć w mojej kuchni. Tym razem skończyła w duecie z czarnymi perłami, czytaj: czarnymi porzeczkami