Ten przepis już dawno temu dostałam od kogoś, ale dopiero teraz wypróbowuję. Zupełnie nie wiem, dlaczego to ciasto nazywa się "włoskie", bo w żadnej z książek, które mam na temat kuchni włoskiej, nie ma takiego przepisu. Ciasto jest lekkie, delikatne i dość wilgotne jak na ten typ wypieku.
Dokładniej , są to muffiny nadziewane masą serową i posypane groszkami czekoladowymi. Robi się je odrobinę inaczej niż typowe muffiny , ale równie łatwo. Nie chciałam , żeby masa serowa opadła mi na dno , więc do ciasta dodałam troszkę więcej mąki , ale chyba niepotrzebnie - byłyby delikatniejsze.
Postanowiłam więc sama coś ugotować. Pomysł na tę zupę znalazłam na blogu Majeranek y cilantro. Jest mocno ostra, więc dobrze rozgrzewa w chłodny dzień taki jak dziś. Zdecydowanie polecam!
Wykonanie jest standardowe - czyli wymieszane składniki suche dodajemy do wymieszanych składników mokrych. Mieszamy niezbyt dokładnie i przekładamy do foremek. Pieczemy w temp. ok. 180 stopni przez ok. 25 minut.
To chyba najlepsze z wypróbowanych przeze mnie wersji cannelloni - wydaje się najlżejsze (dla przypomnienia - znajdziecie u mnie dwa przepisy: na cannelloni z mięsem, oraz z ricottą i szpinakiem).
Miodownik to ciasto dla cierpliwych - samo zrobienie go nie zajmuje aż tyle czasu, ale musi odczekać trochę, zanim osiągnie apogeum smaku. Z początku jest dość twardy, po dobie nasiąka kremem i mięknie, ale najlepiej smakuje dopiero po dwóch dniach leżakowania w lodówce lub w chłodnej spiżarni. Można oczywiście upiec trochę cieńsze placki, wtedy cały proces trochę przyspieszy.
Z okazji Festiwalu Dyni , który w tym roku przygotowała Bea , upiekłam takie oto muffiny - pomarańczowe od dyni , piernikowe od przypraw , wilgotne od jabłek i lekko chrupiące (ale tylko u góry) od kruszonki.Przepis zaczerpnęłam z tej strony , chociaż swoją porcję zmniejszyłam o połowę , ponieważ miałam tylko 12 foremek ;-)
Dyniowego świętowania ciąg dalszy - tym razem trufle. Tak , tak... sama nigdy bym nie wpadła na coś takiego. Co prawda w smaku dominuje czekolada i migdały , ale jest też akcent dyniowy. Choć z drugiej strony , gdybym nie wiedziała , to pewnie nie domyśliłabym się , że w składnikach jest dynia ;-) Zapewniam jednak, że te kuleczki są po prostu pyszne !
To już trzeci Światowy Dzień Chleba , a drugi z moim udziałem (przed trzema laty jeszcze nie było tego bloga). Chleb piekę dość często i lubię wypróbowywać nowe przepisy , więc i tym razem nie mogłam nie przyłączyć się do tego wspólnego , blogowego świętowania :-)
Placki po węgiersku to taka potrawa, na którą każdy ma inny przepis. Do mojej wersji sosu dochodziłam dość długo, ale teraz w naszej opinii jest już bliski perfekcji :) Nie ma w nim świeżej papryki ani pieczarek, które często są składnikiem tego dania - za to są przyprawy dodające aromatu.
To dzięki serowi zwyczajna babka stała się niezwykła ;-) Ciasto dość ciężkie , a jednak miękkie i puszyste. Tajemnicą sukcesu , przy sporządzaniu ciast ucieranych , jest temperatura pokojowa wszystkich składników i staranne ich ucieranie. Jeżeli będziemy się tego trzymać - ciasto musi się udać :-)
Ryba przygotowana według tego przepisu posmakuje raczej osobom, które lubią wytrawne smaki - dodatek wina, octu winnego i kaparów nadaje potrawie kwaśny smak. Mojemu mężowi smakowało średnio, ja natomiast jestem zdecydowanie "kwasolubna", więc był to przepis dla moich kubków smakowych.
A oprócz słodkości, cały czas raczymy się grzybami, które wyjątkowo w tym roku obrodziły dzięki ciepłej jesieni - jeszcze tydzień temu byliśmy na grzybobraniu i przynieśliśmy kilka koszy dorodnych podgrzybków, prawdziwków i maślaków. Częśc z tych grzybów ususzyłam, a takie większe i bardziej mokre pokroiłam na kawałki, zblanszowałam i zamroziłam. I teraz właśnie mogłam ugotować pyszny pogdrzybkowy sos.