Bardzo ją lubię chociaż nienawidzę drylowania wiśni. Kupiłam ręczną drylownicę i idzie mi lepiej niż nożem w zeszłym roku ale i tak straszna robota. No ale ja lubię wiśnie i przetwory z nich, więc cóż robić.
Świderki z sosem ze świeżych pomidorków - uwielbiam takie jedzonko. Proste, szybkie do zrobienia i baaardzo pyszne. Latem takie obiadki są najlepsze, szczególnie w Italii, którą wspominam za każdym razem gotując coś włoskiego w mojej gdańskiej kuchni.
Ta sałatka wpadła mi w oko jakiś czas temu - i od tego czasu "chodziła za mną". Aż się doczekała. ;)Jest naprawdę BARDZO prosta, jak już się znajdzie ochotnika do obierania bobu. Przepis pochodzi z bloga kawusi. Swoją robiłam jakiś czas po przeczytaniu sałatki, więc możliwe, że nie zachowałam proporcji.
Najpierw kupiłam mielone, potem nie wiedziałam, co z nim zrobić. A potem rozpędziłam się przy stoisku warzywnym, zainspirowana sugestią jednej z uczestniczek mojego ukochanego forum, że fasolka szparagowa może z powodzeniem zostać użyta zamiast makaronu. Ostatecznie więc powstały cukinie faszerowane, duszone w sosie pomidorowym i podane na żółtej fasolce.
Oprócz tego zrobiłam kaszkę manną mojej babci - dla Krzysia - kaszkę manną prababci Zosi. Delikatna, kremowa, kojąca nerwy. Pamiętam jak Babcia robiła mi taką kaszkę nie tylko jak byłam mała. Również w szkole średniej. Smakuje zawsze. Nieważne ile ma się lat. I najważniejsze w niej jest to, że uspokaja i wprawia w błogi nastrój. Niezwykła kaszka manna. Comfort food. Pycha!
Chodziło za mną ciasto z jabłkami , zastanawiałam się tylko, na które mam się zdecydować. Chciałam upiec szarlotkę, ale kusiło mnie też drożdżowe - w końcu wymyśliłam, że będą bułeczki drożdżowe z nadzieniem jabłkowym. Wykorzystałam wielokrotnie przeze mnie używany przepis Edysi na jagodzianki - w miejsce jagód powędrowały jabłka [ też na "j" ;) ].
Dziś w naszym domu wielki dzień... syn udał się po raz pierwszy do szkoły - na razie jako zerówkowicz, ale de facto zaczyna w szkole - a córka spędziła pierwszy dzień w przedszkolu. Ja natomiast kończę mój długi urlop wychowawczy i wracam do pracy, na razie tylko na dwa dni w tygodniu, ale na pewno mi to dobrze zrobi :)
To była świetna okazja na takie śniadanko, nawet powiem więcej – tak mnie to natchnęło, że postanowiłem standardowy przepis troszkę podkręcić i wyszło naprawdę rewelacyjnie.
Po przygotowaniu nalewki brzoskwiniowej zostało mi pół butelki spirytusu, który postanowiłam jakoś wykorzystać. (Nalewki jeszcze nie mogę pokazać, gdyż musi jeszcze dość długo postać, ale pachnie i wygląda zachęcająco). Tak więc pozostały spirytus zużyłam do adwokata, który bardzo lubię - a domowy jest moim zdaniem znacznie lepszy niż ten ze sklepu.
Przepis znalazłam na blogu Atinki, a ona u Margot. Bułeczki z jogurtem. Mówię Wam - są fantastyczne! Robiłam je troszkę inaczej niż dziewczyny, gdyż ja po prostu wieczorem zagniotłam ciasto, nie czekałam aż wyrośnie, uformowałam bułeczki i włożyłam je do lodówki. Rano posmarowałam mlekiem i upiekłam. Udały się i smakowały obłędnie!
Musiałam jednak zrezygnować z rodzynek, ponieważ moje dziecko ze wszystkiego je wydłubuje. No i podczas pieczenia zanikły nacięcia, chociaż nacinałam „do dna”. Te zmiany nie zaważyły na szczęście na smaku. Przepis już został wpięty do segregatora z przepisami podręcznymi, czyli takimi, z których korzystam na okrągło. To najlepszy dowód na to, jak nam smakował ten wypiek!
Tegoroczny Dzień Jabłka zorganizowany przez Tatter, uczciłam, tak jak rok temu, jabłkami z drzewek mojej Teściowej. Są one nieduże, nie zawsze doskonałego kształtu, ale soczyste i świeżutkie. Jabłka z tych drzewek znam od jakieś dziesięciu lat i od początku czułam wielką różnicę między nimi, a tymi ze straganów.
Nie planowałam robienia ciastek, dopóki nie zobaczyłam ich u Bei. Ten wybór był zbyt kuszący. Dzieci mieliły migdały, ścierały skórkę z pomarańczy i cytryny, ja zagniatałam ciasto. Niektóre ciasteczka mogłam upiec dopiero następnego dnia, bo przepis każe, by schły przez całą noc. Córeczka pomagała mi je dekorować. Wybierała kolory, mazała lukrem ciacha, siebie i kuchnię. :-) Później zapakowałyśmy je do pudełek i obdarowałyśmy najbliższych. :-)
Nie przepadam za rybami a przecież są one bardzo zdrowe i powinno się je, od czasu do czasu jadać. Dlatego, mimo wszystko, postanowiłam się się z nimi zaprzyjaźnić. Do tej pory najczęściej robiłam dorsza, jednak dzisiaj postanowiłam spróbować innej ryby i kupiłam tilapię. I muszę przyznać, że miło mnie zaskoczył jej smak. Ryba była bardzo dobra a jarzynka, którą do niej przygotowałam świetnie się z nią komponowała. Do tego jeszcze puree ziemniaczane i było to bardzo dobry obiad. Przepis na całość znalazłam w styczniowym numerze Soli i Pieprzu.