No i tak, co z tego, że ciasteczka porobione, co z tego, że nawet fotki strzelone, a przepisy spisane na kartkach jeśli od kilku dni to leży odłogiem i na bloga nie trafia. Miałem to wrzucić już dawno, żeby ktoś jeszcze może przed świętami skorzystał, a tak to już marne szanse, że się na coś komuś przyda. Cóż z tego że mam dobre chęci jeśli wykonania ich brak, bo duch wprawdzie ochoczy, lecz ciało mdłe.
Malutkie drożdżowe bułeczki nadziewane lekko smażoną cebulą. Pyszne, kruche, rozpływające się w ustach. Doskonałe zarówno jako przekąska w zwykły dzień, do herbaty, piwa czy wina, lub jako dodatek do wigilijnej zupy grzybowej albo czerwonego barszczu, jak również jako sylwestrowa przekąska. Polecam!
Takiej rolady nie jadłam chyba z 10 lat a jest to jedno ze wspomnień mojego dzieciństwa. W dorosłym życiu jest to pierwsza wykonana przeze mnie rolada. Wiele razy już się za nią zabierałam ale obawiałam się skręcenia biszkoptu. Teraz, kiedy już wiem, że jest to banalnie proste, czuję, że będę często je robiła. Krem zrobiłam taki jaki pamiętałam z dawnych lat, ale przecież na tym polu to akurat można puścić wodze fantazji:)
o pierwszy przepis, który wypróbowałam z książki, którą dostałam na Święta. Okazało się bardzo słodkim strzałem w dziesiątkę! Ciasto jest (jak to określiłam moja Mama) w „tureckim klimacie”. Ciężkie, pełne daktyli, przyjemnie wilgotne. Z powodzeniem można jej jeść nawet tydzień po upieczeniu- świetnie utrzymuje świeżość. Mi przypomina nieco angielski pudding toffi. Tylko ta nazwa … zastanawiająca:)
Do małego garnuszka przelać całą zawartość puszki (razem z syropem). Dodać cukru, podgrzać tylko do jego rozpuszczenia. Zmiksować blenderem, ochłodzić do temperatury lodówkowej.
Torcik jest zaś obłędnie, cudownie kawowy, spody nasączone mocno połączeniem kawy i likieru kawowego, masa z serka mascarpone, wiórki czekolady, poezja... Bardzo, bardzo nam wszystkim smakuje. Robi się go naprawdę prosto i szybko, czas zabiera tylko czekanie na ostudzenie biszkoptu i potem schłodzenie całości. Efekt? Pychota! Musicie spróbować koooniecznie.
W święto Trzech Króli pieczono ciasto z jednym jedynym migdałem w środku. Tego kto znalazł go w swym kawałku, obwoływano"migdałowym królem". Proponowany deser nawiązuje do tego zapomnianego zwyczaju.
I znowu wszystko przez ten kokos , bo chociaż lubię tradycyjnego murzynka , to raczej bym się na niego w najbliższym czasie nie skusiła , ale , że z kokosem , to po prostu musiałam spróbować. Pomysł na niego podpatrzyłam na blogu Ilonkowo , jednak samo ciasto zrobiłam według własnego przepisu. Wiedziałam , że smak mnie nie zawiedzie , najwyżej wizualnie mogło być coś nie tak... No właśnie , jak zwykle nierówno podzieliłam ciasto (na górze dałam go mniej) , ale kto by się tym przejmował , ważne , że wyszło smaczne :-)
Bardzo apetyczna sałatka znaleziona na blogu Kuchareczki58. Smakowała nam obojgu i coś czuję, że będę musiała niedługo znów ją zrobić, gdyż mojemu mężowi takie połączenie selera naciowego z ananasem i kurczakiem bardzo przypadło do gustu ;)
Chociaż to przepis Nigelli to nie spodziewałam się po tych racuchach zbyt wiele. Myślałam, że są takie proste i zwyczajne. I zrobiłam je raczej dlatego, żeby wykorzystać leżącą w lodówce ricottę. Ale smak tych placków zaskoczył mnie całkowicie. Nigella mówi, że są one lekko cytrynowe. Dla mnie sa rewelacyjnie aksamitne. Pyszne na ciepło ale również na zimno. Z owocami to po prostu raj na ziemi i to w środku zimy.
Warstwowe , ale bardzo proste ciasto. Przepis na nie miałam zapisany już od dawna w swoim notatniku , ale jakoś nigdy wcześniej nie było okazji , żeby z niego skorzystać. Prawdopodobnie pochodzi on tak naprawdę z gazetki "Ciasta domowe" , bo z doświadczenia wiem , że tamtejsze przepisy choć ciekawe , to często wymagają dopracowania. Tak było i z tą recepturą. Piekłam to ciasto już dwa razy , jednak za pierwszym razem dolna warstwa wyszła zbyt tłusta , a biszkopt aż za bardzo puszysty.
Paulinka, która w tym tygodniu opiekuje się Weekendową Piekarnią wybrała pyszny przepis na bułeczki z czekoladą i kokosem. Bardzo lubimy takie bułeczki na sobotnie śniadanko. Zrobiłam je już w piątek, uformowałam i wstawiłam do lodówki na nocne wyrastanie, by rano w sobotę wyjąć i upiec pyszne, pachnące bułeczki. Za radą Siostry dodałam trochę więcej cukru, dla nas było w sam raz. Zjadaliśmy je z masłem i dżemem truskawkowym. Pychotka! Dziękuję za wspólne pieczenie i pyszny przepis :)
Witam wszystkich serdecznie w Nowym Roku! Strasznie dawno mnie tu nie było. Nic nie pisałam tyle czasu, że aż mój mąż mi powiedział, że zaniedbuję bloga… :) Przyczyn było sporo. Najważniejsza była taka, że przez pewien czas do kuchni wchodziłam jedynie z musu. Na szczęście już mi przeszło. Wracam do gotowania, pieczenia i wreszcie też pisania… Na początek biało-czarna propozycja, wpasowująca się w krajobraz za oknem. Obłędnie pyszna. Ciasto to próbowałam pierwszy raz na finale Szlachetnej Paczki. Zrobiła je Ania i podbiła tym serca wszystkich kosztujących. Oryginalnie przepis pochodzi chyba od Dorotki.
Bardzo lubię marcepan i od dawna marzyło mi się ciasto z jego dodatkiem. Niestety nigdzie nie mogłam go dostać :( W sklepach bywają tylko marcepanowe batoniki oblane czekoladą, a zwykłego marcepana ze świecą szukać. Jest na allegro - ale jakoś nie mogłam się zebrać, żeby go zamówić. Niedawno odwiedziłam sklep "Kuchnie świata" i ogromnie się ucieszyłam, kiedy na półce zobaczyłam paczuszkę złotego marcepana - oczywiście go kupiłam i postanowiłam upiec coś dobrego z jego dodatkiem.
Śledzie pokroić w cienkie paseczki, do 2 cm. Cebulę pokroić w bardzo cienkie piórka i obgotować we wrzątku przez 5 minut, następnie osączyć na sitku. Ananasa pokroić w niewielkie kawałki. Wszystko razem wymieszać. Do majonezu dodać sok z ananasa, uważając, żeby nie był za rzadki, ale miał posmak ananasowy. Doprawić solą i pieprzem. Sosem tym zalać mieszankę śledzi z ananasem, uważając, żeby śledzie nie pływały w sosie, a tylko były nim dobrze zwilżone. Najlepiej przygotować dzień wcześniej, żeby smaki się "przegryzły". Smacznego.