Pasztet dość często gości na naszym stole i to nie tylko od święta. Nie jest jednak tak wykwintny i bogaty jak ten dzisiejszy zrobiony, wg starej receptury Marii Disslowej
Tym razem przepis ani chiński, ani tajski, bo wywodzący się z kuchni indonezyjskiej. Mięso kurczaka gotowane w mleku kokosowym jest delikatne, a w zależności od ilości użytych papryczek chili – łagodne lub ostre.
Cóż, zdecydowanie nie jest to dietetyczny obiad ;) Ale od czasu do czasu, jeśli nie ma przeciwwskazań, można pokusić się o taką potrawę. A jeśli ktoś nie lubi wieprzowiny, można ją zastąpić kurczakiem.
Odnoszę wrażenie, że potrawa ta powstała, gdy pewnej hinduskiej gospodyni zawaliła się półka z bakaliami wisząca nad kuchenką ;)Nawet jeśli – to efekt i tak był pycha :)
Wydawało mi się, że niewiele pozostało już rzeczy które mogłabym upchnąć w kieszonce kurczakowej żeby wzbogacić jego smak, a jednak... a w zanadrzu mam jeszcze przynajmniej jedną propozycję, ale to już niebawem.
Te roladki robiłam na obiad jakiś czas temu. Muszę przyznać, że wyszły znakomite. Delikatne mięso z kurczaka otulone przez plastry boczku było soczyste, a ukryty w środku cheddar i musztarda nadawały całości zdecydowanego smaku.
Tego dania nie udało mi się spróbować, bo musiałam wcześniej wyjść ze spotkania. Podobno było najsmaczniejsze ze wszystkich opisanych dotąd przeze mnie.
Lubością do pasztetu z żurawiną zapałałam podczas ostatniego pobytu w domu. Na początku podchodziłam do niego sceptycznie bo jeszcze do niedawna nie przepadałam za żurawiną (paszteciarą byłam zawsze:P), ale po kilku kęsach i dokładniejszym rozsmakowaniu się stwierdziłam, że 'coś' w nim jest.