Na dworze zimno, sypie śnieg i hula wiatr. Gosposia raz po raz spogląda w okno i kręci głową. Cieszy się, że zakupy zrobione i nigdzie nie trzeba wychodzić. Ogrzewa ręce nad kuchnią węglową.
Najpopularniejszą wersją wytrawnej tarty z nadzieniem jajeczno-bekonowym jest Quiche Lorraine, czyli placek lotaryński. Jest to tradycyjne danie pochodzące z Lotaryngii - regionu południowo- wschodniej Francji.
Chleb ten zawiera trzy rodzaje mąki i jest przepyszny. Na pewno zrobię powtórkę z powodu jego niesamowitego smaku, jak też dlatego, że nie wyszedł mi do końca tak jak bym chciała. Zrobiłam go z połowy proporcji i nie uwzględniłam tego przy pieczeniu.
Nadszedł jeden z najpyszniejszych weekendów w roku - Czekoladowy Weekend! Zorganizowała go Bea prowadząca „Moją Kuchnię”. Z tej okazji przygotowałam ( w pierwszej chwili chciałam napisać „upiekłam”, lecz tego ciasta się nie piecze:))
Czytając na wielu blogach opisy przepięknych, rodzinnych, nieśpiesznych śniadań weekendowych z cieplutkimi bułeczkami w roli głównej (oczywiście samodzielnie upieczonymi) zaowocowało tym, że i ja dołączyłam dzisiaj rano do szczęśliwej grupy pieczących „rannych ptaszków”.
Zdecydowałam się na ten drugi, jako, że zakwasu uzbierało mi się co niemiara i troszeczkę go ubyło :) Chleb jedliśmy nie całkiem ostudzony, wprost nie mogliśmy się doczekać jego smaku i wyglądu w środku. Jest pyszny! Wszystkim, którzy się wahają polecam ten chleb. Mimo, że piekłam z połowy porcji wyszedł całkiem spory bochenek! A ten drugi też kiedyś upiekę, bo gdzie nie spojrzę, wszyscy go zachwalają :)
Wybrałam dwa chlebki, jeden na zakwasie, mocno czosnkowy i pyszny (już go testowałam, ale nie omieszkam upiec go ponownie). Pochodzi z książki Maggie Glezer "Artisan Baking". Ten chlebek jest pięknie zilustrowany zdjęciami tutaj na każdym etapie jego powstawania. Natomiast drugi chleb jest na drożdżach.
Drożdżówki w tym kształcie widziałam wczoraj rano w mojej ulubionej piekarni, a po południu na stoisku z pieczywem w Bomi. Tak naprawdę, to widziałam je setki razy. Nadziewane makiem, dżemem lub twarogiem.
W tym tygodniu gospodynią Weekendowej Piekarni zarządzanej przez Margot została Zawszepolka, która wyszukała przepis na chleb z czerwonym winem, figami i orzeszkami pini. Musiałam pozmieniać dodatki z braku takowych w domu. Figi zastąpiłam rodzynkami, a orzeszki piniowe pół na pół orzechami włoskimi i pestkami słonecznika. Chleb wyszedł bardzo smaczny i pierwszy raz w życiu moje nacięcia nie zniknęły w czasie pieczenia.
ak przyjemnie było sobie przypomnieć smak tego ryżu i charakterystyczny, miły zapach. I nasypać go sobie na rękę i dmuchnąć .... nie szkodzi, że trzeba było później zamiatać kuchnię, musiałam to zrobić, nie mogłam się powstrzymać:)
W zeszłym tygodniu kupiłam duży, dorodny seler naciowy, którego część schrupałam w taki właśnie sposób, z części zrobiłam pyszną przystawkę do obiadu zaproponowaną przez Margot, a resztę zużyłam na chrupiącą i lekką sałatkę. Gdy studiowałam, jadłam ją niemal codziennie, ponieważ była stałym elementem baru sałatkowego tam, gdzie się żywiłam. Jedząc ją często, odkryłam składniki w niej zawarte i odtwarzam ją teraz w swoim domu. Smakuje bardzo podobnie.
Pierwsze oznaki wiosny na straganach już są - pęczki szczypiorku i koperku są jakby większe, rzodkiewki ładniejsze i smaczniejsze...oraz zatrzęsienie bratków, żonkili i tulipanów!A oto twarożek z zielonymi dodatkami jaki zrobiłam na drugie śniadanie po zakupach:
To ciasto przeniosło mnie do maleńkiego miasteczka Lansquenet we Francji, gdzie dzieje się akcja książki Joanne Harris „Czekolada”. Siedzę przy ladzie w sklepiku La Celeste Praline, piję chocolat espresso i jem maksymalnie czekoladowe ciasto malutkim platerowanym widelczykiem. Vianne Rocher ukroiła też kawałek dla siebie i córki Anouk. Reszta tortu stoi na kontuarze obok srebrnego czajnika z parującą czekoladą...
Pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych, to u nas śniadanie z rodziną przeciągające się nieraz do 14 po południu. W niedzielę nie jemy obiadu, ponieważ nasze dania śniadaniowe często zakrawają o te obiadowe. Tak jest w przypadku żurku z białą kiełbasą i pieczonego schabu ze śliwką.
Od czasu do czasu robię sobie zapas mussli na śniadanie. Po pierwsze, to miła odmiana po tostach, muffinach i kanapkach jakie zwykle jem na śniadanie, a po drugie, zauważyłam, że gdy przez co najmniej tydzień jem więcej błonnika niż zwykle, mój brzuch robi się bardziej płaski. I ta zaleta mussli baaardzo mi się podoba :)
Wczoraj , po cotygodniowych zakupach warzywno-owocowych, poszliśmy na spacer do pobliskiego lasu. Dzielnica Gdyni, gdzie mieszkamy mieści się w sąsiedztwie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i w którą stronę byśmy nie poszli na spacer, i tak w końcu wylądujemy w lesie. I to nie byle jakim lesie! Ciągnie się on (z małymi przerwami) aż na Półwysep Helski.