Brak gorzkiej czekolady sprawił, że sięgnęłam po słodką, na którą nie było ochotnika. Dzieciaki kręciły nosem;) Mało tego, czekolada była aromatyzowana migdałem, czuć było odrobinę alkoholu....taka szalona czekolada:) Dozowałam okienka czekolady i nie powiem ale ten migdał był świetnym dodatkiem:)
Jeżeli macie dużo białek do wykorzystania i nie wiecie co z nimi zrobić (być może ktoś wcześniej skusił się na karpatkę kremówkową) , to polecam taki właśnie torcik. Nigdy wcześniej nie korzystałam z tego typu przepisów i nie byłam pewna jak się przechowuje bezowe ciasto - jedno ze źródeł podaje , żeby podawać je tuż po zrobieniu , bo w przeciwnym razie namoknie. Trochę się tego obawiałam , bo takiej słodyczy nie da się zjeść jednego dnia ;-)
Zobaczyłam je na CinCinie u Margot, a ponieważ pozbywam się zapasów przepis pasował mi jak ulał :) Zmniejszyłam trochę zapas kapusty kiszonej, uratowałam pieczarki, zużyłam dawno zalegające w szufladzie łazanki... Wyszło pysznie - pasuje na Wigilię.
Przepis znalazłam dawno temu w "Kuchni Czarnej Oliwki" , tyle , że w oryginale ciasto składało się z kruchych placków, które jak dla mnie wyszły zbyt kruche i za cienkie , dlatego za drugim razem zmieniłam je na biszkopt. I w takiej właśnie wersji ciasto bardziej mi smakuje , więc i Wam tak podaję. A poza tym to duże ułatwienie , że nie potrzeba piec oddzielnych placków , no i bez biszkoptu nie byłaby to "delicja" ;-)
Likier kawowy jest moją drugą propozycją do akcji "Czas na kawę", którą organizuje Maja. Przepis na niego znalazłam na blogu Atinki już dość dawno temu, ale jakoś nie było okazji by go zrobić. Kawowe święto stało się ku temu wspaniałym momentem i tak oto powstał mój alkoholowy napój. Jest dość mocny, intensywny i naprawdę bardzo kawowy. Chętnie wykorzystam go do jakiegoś pysznego kawowego wypieku. :)
Malutkie drożdżowe bułeczki nadziewane lekko smażoną cebulą. Pyszne, kruche, rozpływające się w ustach. Doskonałe zarówno jako przekąska w zwykły dzień, do herbaty, piwa czy wina, lub jako dodatek do wigilijnej zupy grzybowej albo czerwonego barszczu, jak również jako sylwestrowa przekąska. Polecam!
Takiej rolady nie jadłam chyba z 10 lat a jest to jedno ze wspomnień mojego dzieciństwa. W dorosłym życiu jest to pierwsza wykonana przeze mnie rolada. Wiele razy już się za nią zabierałam ale obawiałam się skręcenia biszkoptu. Teraz, kiedy już wiem, że jest to banalnie proste, czuję, że będę często je robiła. Krem zrobiłam taki jaki pamiętałam z dawnych lat, ale przecież na tym polu to akurat można puścić wodze fantazji:)
Torcik jest zaś obłędnie, cudownie kawowy, spody nasączone mocno połączeniem kawy i likieru kawowego, masa z serka mascarpone, wiórki czekolady, poezja... Bardzo, bardzo nam wszystkim smakuje. Robi się go naprawdę prosto i szybko, czas zabiera tylko czekanie na ostudzenie biszkoptu i potem schłodzenie całości. Efekt? Pychota! Musicie spróbować koooniecznie.
Przepis jest z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku - a pewnie jeszcze starszy... Moja mama dostała go od rodziny, a rodzina - od cukiernika Józefa Świgonia z Elbląga. Krem dzięki użyciu białek jest bardzo puszysty i lekki.
I znowu wszystko przez ten kokos , bo chociaż lubię tradycyjnego murzynka , to raczej bym się na niego w najbliższym czasie nie skusiła , ale , że z kokosem , to po prostu musiałam spróbować. Pomysł na niego podpatrzyłam na blogu Ilonkowo , jednak samo ciasto zrobiłam według własnego przepisu. Wiedziałam , że smak mnie nie zawiedzie , najwyżej wizualnie mogło być coś nie tak... No właśnie , jak zwykle nierówno podzieliłam ciasto (na górze dałam go mniej) , ale kto by się tym przejmował , ważne , że wyszło smaczne :-)
Bardzo apetyczna sałatka znaleziona na blogu Kuchareczki58. Smakowała nam obojgu i coś czuję, że będę musiała niedługo znów ją zrobić, gdyż mojemu mężowi takie połączenie selera naciowego z ananasem i kurczakiem bardzo przypadło do gustu ;)
Witam wszystkich serdecznie w Nowym Roku! Strasznie dawno mnie tu nie było. Nic nie pisałam tyle czasu, że aż mój mąż mi powiedział, że zaniedbuję bloga… :) Przyczyn było sporo. Najważniejsza była taka, że przez pewien czas do kuchni wchodziłam jedynie z musu. Na szczęście już mi przeszło. Wracam do gotowania, pieczenia i wreszcie też pisania… Na początek biało-czarna propozycja, wpasowująca się w krajobraz za oknem. Obłędnie pyszna. Ciasto to próbowałam pierwszy raz na finale Szlachetnej Paczki. Zrobiła je Ania i podbiła tym serca wszystkich kosztujących. Oryginalnie przepis pochodzi chyba od Dorotki.
Śledzie pokroić w cienkie paseczki, do 2 cm. Cebulę pokroić w bardzo cienkie piórka i obgotować we wrzątku przez 5 minut, następnie osączyć na sitku. Ananasa pokroić w niewielkie kawałki. Wszystko razem wymieszać. Do majonezu dodać sok z ananasa, uważając, żeby nie był za rzadki, ale miał posmak ananasowy. Doprawić solą i pieprzem. Sosem tym zalać mieszankę śledzi z ananasem, uważając, żeby śledzie nie pływały w sosie, a tylko były nim dobrze zwilżone. Najlepiej przygotować dzień wcześniej, żeby smaki się "przegryzły". Smacznego.