Nie czekając , aż ostygną , czym prędzej spróbowałam jedną babeczkę i... prawie się rozpłynęłam. Była delikatna , cudownie wilgotna , na ciepło wręcz soczysta , no i oczywiście bez śladu zakalca :-)
Jeszcze za wcześnie na prawdziwe, polskie, pachnące truskawki, ale w sklepach jest już dużo tych hiszpańskich. Skusiłam się, bo przeglądałam ostatnio czasopismo z przepisami z wykorzystaniem truskawek, i te zdjęcia były tak apetyczne...
Szara reneta - to odmiana dawno zapomniana. Trudno jest gdziekolwiek dostać takie jabłka, gdyż na straganach królują jonagoldy, ligole i lobo. Tymczasem do szarlotki, lub też do pieczenia drobiu, oprócz antonówek, najlepiej pasują szare renety - zawierają bardzo mało wody, więc można je zesmażyć na mus o idealnej konsystencji, do którego nie trzeba dodawać galaretki.
Coś dla wielbicieli ciast deserowych - lekki , piankowy , bananowy , galaretkowy torcik na zimno. Robiłam go pierwszy raz i trochę nie spodobała mi się masa bananowa po dodaniu galaretki - zwyczajnie "zważyła się".
Jeśli lubicie ciasta kokosowe , zwłaszcza takie z masą przypominającą wnętrze batonika Bounty , to ten przepis jest właśnie dla Was. Odkurzyłam go w swoim starym notatniku i troszeczkę udoskonaliłam (tak mi się przynajmniej wydaje).
Na początek trzeba zaopatrzyć się w dobry rum. W niektórych przepisach rum jest biały, a w innych brązowy. Warto wiedzieć, że rum jest produktem fermentacji melasy pozostałej po produkcji cukru z trzciny cukrowej. Rum po destylacji jest zawsze bezbarwny.
Przepis pochodzi z bloga Caritki , a wypróbowany został także przez Abbrę , której to zdjęcia skutecznie zachęciły mnie do skorzystania z owego przepisu. Co prawda u mnie to ciasto wyglądem bardziej przypomina jeden wielki poduszkowiec albo pikowaną kołdrę , niż poduszki , niemniej jednak było baaardzo smaczne.
Do kieliszka włożyć kostkę lodu, wlać wódkę, następnie fantę cytrynową. Likier wlać delikatnie po ściankach kieliszka tak, żeby nie zmieszały się kolory. Udekorować dwoma plastrami cytryny.
Ten przepis chodził za mną od czasu , kiedy Dorotus podała go na swoim blogu. Piękne jak zwykle zdjęcia dodatkowo mnie kusiły , więc w końcu uległam ;-) Serniczek wyszedł przepyszny , a rodzinka była zachwycona (łącznie ze mną). Zresztą nie mogło być inaczej - nie dość , że sernik , to jeszcze z orzechami. Takiemu połączeniu naprawdę nie można się oprzeć :-)
Miodownik to ciasto dla cierpliwych - samo zrobienie go nie zajmuje aż tyle czasu, ale musi odczekać trochę, zanim osiągnie apogeum smaku. Z początku jest dość twardy, po dobie nasiąka kremem i mięknie, ale najlepiej smakuje dopiero po dwóch dniach leżakowania w lodówce lub w chłodnej spiżarni. Można oczywiście upiec trochę cieńsze placki, wtedy cały proces trochę przyspieszy.
Przepis ten zalicza się do grona moich faworytów. Mam go od bardzo dawna i często do niego powracam. Ciasto jest proste (wbrew pozorom) w wykonaniu , ładnie wygląda i , co najważniejsze , bardzo smaczne :-)
Pod taką właśnie nazwą kryje się bardzo smaczne ciasto. W jego skład wchodzą : dwa placki kruche , masa jabłkowa , krem orzechowy i polewa czekoladowa.Cóż więcej dodać - po prostu niebo… :-)