Dziś sprzątałam w książkach i czasopismach kulinarnych. Wpadło mi w ręce specjalne wydanie Burdy na Boże Narodzenie z ubiegłego roku. W nim znalazłam przepis na irlandzkie pierniczki z czekoladą. Przepis zmodyfikowałam i jestem więcej niż zadowolona z rezultatu.
W moim domu rodzinnym weekend pachniał niedzielnym żurkiem i ciastem. W moim domu staram się kontynuować tradycję weekendowego ciasta. Zazwyczaj testuję jakiś nowy przepis. I tak było tym razem. Na prośbę męża upiekłam Cappuccino Coffee Cake z przywoływanej przeze mnie już książki Ann Nicol. Cenię jej przepisy za łatwość wykonania i efekt.Oczywiście wprowadziłam pewne modyfikacje, żeby dostosować ciasto do naszych podniebień.
Przyszedł weekend, czyli czas na upieczenie czegoś. Źle mi gdy w domu nie unosi się zapach ciasta i gdy w przypływie głodu nie mogę zaspokoić go własnego wykonania łakociem. W tym tygodniu zdecydowałam się na coś prostego, co nie stworzy problemów choremu osobnikowi jak ja.
Od kilku dni jestem posiadaczką nowego robota kuchennego marki Siemens, bo mój stary Philips już niestety nieco się wyszczerbił i nie nadaje się do użytku. Wykorzystuję więc różne funkcje, wczoraj zagniotło mi się eleganckie ciasto drożdżowe na pizzę, a dziś takie kruche - wariacja znanego pleśniaka.
Bardzo lubię smak przypraw korzennych w deserach. Ostry i wyrazisty aromat jest tym, czego zawsze szukam w potrawach. No i jeszcze oczywiście zwracam uwagę na aspekty dietetyczne i ekonomiczne, a tak się w tym przypadku szczęśliwie składa, że potrawy z dodatkiem przypraw korzennych ułatwiają, przyśpieszają trawienie i jeszcze do tego można je dłużej przechowywać niż standardowe wypieki, ze względu na właściwości konserwujące tych przypraw.
Ostatnio chciałam zrobić ciasto z dyni, które u nas nie jest jeszcze takie popularne, a jest bardzo proste w przygotowaniu. Przede wszystkim niezbędne są do jego wypieku przyprawy korzenne, których zestaw można zdobyć w XXI wieku bardzo łatwo. W XVIII - wiecznej Polsce wypieki na bazie tego rodzaju przypraw były symbolem dobrobytu, gdyż bardzo trudno było je zdobyć i przez to były drogie.
Nie jest to nic innego , jak popularne Fale Dunaju w wersji z wiśniami - jak dla mnie lepsze niż z jabłkami i bardziej aromatyczne. Zwykle piekę to ciasto na dużej blasze (wtedy jest ono cieńsze) , jednak tym razem celowo zrobiłam "grubą bułę" i dałam tylko połowę kremu , bo chciałam uzyskać efekt bardziej "babkowaty" niż kremowy ;-)
Zawsze wydawało mi się , że dwa tygodnie to strasznie długo , ale kiedy porównałam inne przepisy , w których ciasto leżakuje nawet po kilka miesięcy , to od razu zmieniłam zdanie ;-) Piernik z tego przepisu jest troszkę nietypowy , ale zapewniam , że w pełni zasługuje na swoją nazwę.
Przepis stary jak świat , wielokrotnie wypróbowany. Myślę , że większość z Was zna ten torcik , więc nie ma co się rozpisywać na jego temat ;-) A dla nie wtajemniczonych dodam tylko , że jest to ciasto deserowe , przypominające odrobinę sernik na zimno , tyle , że w ogóle niekwaśne :-)
Ostatnio coraz bardziej doceniam jogurt. To dzięki niemu ciasta zachowują dłużej świeżość i nie są "suche". Jeszcze nie jadłam takiego ciasta jogurtowego , które by mi nie smakowało. Być może akurat miałam szczęście i trafiły mi się dobre przepisy , a może to właśnie ten "magiczny" składnik... :-)