Te bułeczki z charakterystycznym "przedziałkiem" są specjalnością francuską i belgijską. Mają chrupiącą skórkę , natomiast w środku pozostają miękkie i lekkie. Przepis mam od niedawna , a skorzystałamz niego już dwukrotnie ;-)
Podłużne bułeczki , z chrupiącą (ale nie twardą) skórką i miękkim , lekko wilgotnym środkiem. Piekłam je pierwszy raz i już zaliczyłam do grona moich ulubionych :-)
Kolejny chleb francuski , ale jakże inny od tych , które do tej pory piekłam. Sposób przyrządzania przypomina mi Pane Toscano , ponieważ część mąki zaparza się i pozostawia na całą noc do fermentacji , jednak na tym podobieństwa się kończą. Do sporządzenia Pain Bouillie używa się częściowo mąki żytniej (to właśnie ją się zaparza) oraz innych składników , które w przepisie na Pane Toscano nie występują , takich jak miód , kminek (ja go nie lubię , więc nie dodałam) i sól ;-)
Oryginalna nazwa tych bułeczek to "Shaped dinner rolls". Pochodzą one z Anglii , a przepis z mojej cudownej książki ;-) Co prawda piekłam je przed Wielkanocą , ale jeszcze pamiętam ich smak - takie mięciutkie mini-chałki (lub bułeczki , zależnie od kształtu) , z tą tylko różnicą , że nie słodkie. Jeśli mamy czas i cierpliwość , to można nadać bułeczkom naprawdę fikuśnych kształtów , a jeśli nie , to wystarczy uformować okrągłe kulki - takie też będą smaczne :-)
Autor przepisu Jim Lahey twierdzi , że nawet sześciolatek mógłby przygotować taki chleb ;-) Według mnie to rzeczywiście najprostszy ,a zarazem jeden z najlepszych chlebów , jakie do tej pory piekłam. Ciasta nie trzeba w ogóle zagniatać , jedynie wymieszać , poczekać , aż urośnie , odgazować , znowu poczekać i upiec.
To jedno z lepszych ciast , które mogłam kupić w sklepie. Jednak już dawno żadnych nie kupowałam , a , że ten smak chodził za mną od jakiegoś czasu , więc postanowiłam poszukać przepisu w kopalni informacji , zwanej internetem ;-)
Na ten przepis natknęłam się przez przypadek na jakimś amerykańskim forum. Tym razem pozwoliłam sobie zmienić nazwę , ponieważ "dinner rolls" nijak do mnie nie przemawia , a wręcz wprowadza w błąd , bo kojarzy mi się z bułeczkami niesłodkimi (swoją drogą nie mogę pojąć jak można podawać słodkie bułki do obiadu ? - Amerykanie tak robią).
Czasami potrzebuję upiec chleb w trybie przyspieszonym , więc wszystkie zakwasowce , które to lubię najbardziej , nie wchodzą wtedy w grę. Chleb z tego przepisu natomiast , przypomina w smaku bardziej bułkę , co wcale nie jest wadą , i przygotowuje się go ekspresowo , a to z kolei jest jego największą zaletą :-)
W zasadzie to one są na słodko , ale ja chciałam zrobić z nich kanapki , więc dodałam tylko jedną łyżkę miodu (zamiast 1/4 szklanki). Tak , czy inaczej , bułeczki wychodzą pyszne - mięciutkie i puszyste jak pączki , a dzięki ziemniakom dłużej zachowują świeżość.
Ten wspaniały przepis znalazłam , całkiem przypadkowo , na stronie Agnieszki (buszowałam po necie w poszukiwaniu czegoś zupełnie innego) . Kiedy tylko zobaczyłam te śliczne , żółwie mordki na zdjęciu - byłam po prostu zauroczona ;-) Nie mogłam im się oprzeć i koniecznie chciałam wypróbować ten przepis - co też się dzisiaj stało. Efekt wizualny - jak na załączonej poniżej fotce , a smak - mmm… pycha ! :-)
Cieszę się, że udało mi się znaleźć przepis na chleb tostowy, w którym wiem co jest i który idealnie nadaje się na grzanki. Bez wyrzutów sumienia mogę dać dziecku tyle kromek na ile ma ochotę.