Pod taką śmieszną nazwą kryje się smaczny , piankowy deserek. Przepis znalazłam na tej stronie już jakiś czas temu , ale dopieroteraz trafiła się okazja , żeby z niego skorzystać.
Ostatnio jest u mnie bardzo truskawkowo - robiłam truskawkową wersję deseru Dorotus - Raspberry and oatmeal swirls , a dzisiaj na śniadanie zachciało mi się pancakes . Poza tym był też kompot truskawkowy - ale jego zdjęć może nie będę zamieszczać ;)
Co roku gdy mieszkalam jeszcze w Polsce moja Mama robila dla mnie to ciasto na imieniny. Ja zawsze sie martwilam, ze zabraknie truskawek, wszak imieniny mam na samym koncu truskawkowego sezonu. Mama dokladala wszelkich staran by na ta okazje zdobyc potrzebne owoce i w ten sposob robila mi najwieksza przyjemnosc tego dnia.
Nie ukrywam, ze jest mi troche smutno. Powinnam sie cieszyc, ze powrot do przedszkola byl taki bezproblemowy, bez placzu, dlugiego pozegnania i tesknoty, ale jakos nie umiem.W takiej chwili mysle sobie, ze na wszelkie smutki i te duze i te male najlepsze bedzie cos slodkiego, cos po czym dobry humor zawsze wraca.
Wczoraj obchodziłam urodzinki. Jak wiadomo: osiemnaste! :) To dobra okazja, żeby wreszcie coś napisać na blogu, który się nieco zakurzył. Inspirowana pomysłami Szarlotka: 1, 2 i 3, zrobiłam panna cottę. Ale nie taką zwykłą. Zrobiona w ten sposób, prezentowała się naprawdę ładnie. Smak wzbogacał zastygnięty mus truskawkowy. Mniam!