Nareszcie wyszłam z grypy. Długo się to wszystko ciągnęło i bardzo mnie ta grypa zmęczyła, nie było więc mowy o gotowaniu, zwłaszcza, że zupełnie straciłam apetyt. Ale powoli wracam do siebie i startuję od murzynka.
Upiekłam je parę dni temu i jestem z niego bardzo zadowolona. Nie jest ono ani zbyt suche, ani zbyt wilgotne. Dość mocno czekoladowe, za mało jednak jak dla mnie czuć w nim pomarańczę. Smaczne, idealne na poprawę humoru.
Masło, mleko, sól i cukier podgrzałam w garnku - tak by rozpuścił się cukier i masło i powstała jednolita masa ale by całości nie zagotować. Przestudziłam i przelałam do kadzi miksera (można też ręcznie utrzeć - masa jest rzadka) i powoli dosypywałam mieszankę mąki, kakao i proszku do pieczenia. Na koniec dodałam dwa jajka i wszystko dobrze wymieszałam.