Clafoutis z czereśniami
Clafoutis (czyt. klafuti) należy do kanonu moich ulubionych ciast. Jest niezwykle proste w wykonaniu - wystarczy wymieszać łyżką wszystkie składniki i włożyć do piekarnika na pół godziny. Nie ma po nim dużo sprzątania - używamy tylko jednej miski, łyżki i rondelka. A co więcej można je przygotowywać na setki różnych sposobów - w zależności od pory roku, bierzemy po prostu swoje ulubione owoce i zanurzamy w tym ekspresowym cieście. W moim domu już jest tradycją, że na przełomie czerwca i lipca piekę clafoutis z czereśniami. Pachnące wanilią i migdałami. Cudowne, przypominające konsystencją nieco angielski pudding i super-pyszne. Jeszcze ciepłe clafoutis możemy podać z lodami lub sosem waniliowym, ale to już by była prawdziwa rozpusta.
Z tym francuskim ciastem wiąże się jeszcze jedna historia, która chyba spowodowała, że tak pokochałem piec (i gotować). Przeszło 10 lat temu nie mogłem oderwać oczu od pewnego programu kulinarnego, nadawanego wówczas w telewizji. Prowadził go, dziś znany już bardzo dobrze w całej Polsce, Pascal Brodnicki. Pamiętam, że wtedy bodajże co sobotę siedziałem wlepiony w ekran, czerpiąc na potęgę inspirację do własnych poczynań w kuchni. Niedługo później Pascal wydał swoją pierwszą książkę kucharską: Po prostu gotuj!, a ja niewiele potem stałem się jej posiadaczem. Ugotowałem z niej wtedy wszystkie potrawy, strona po stronie. Siedząc godzinami w kuchni, wyobrażałem sobie, że jestem na wizji i z pieczołowitością przygotowywałem każde danie. Cóż to była za kulinarna podróż dla tak młodego człowieka! Pierwszą z nich (jak na typowego łasucha przystało) było clafoutis z bananami i białym pieprzem. Cóż to był za kulinarny eksperyment dla 14-letniego wówczas kucharza! Co więcej, bardzo udany - bo jak wskazuje sam przepis (patrz niżej), ciasto po prostu nie może się nie udać. Dzisiaj cofam się razem z Wami o 10 lat w tył i przedstawiam mój ulubiony wypiek, który (całkiem możliwe) spowodował, że zacząłem prowadzić bloga, a moje przyszłe marzenia się ukierunkowały. Ciasto wychodzi również tym, którzy mają dwie lewe ręce do pieczenia (zapewniam, że po nim będziecie rozochoceni jak nigdy dotąd!). Dlatego tym bardziej zachęcam Was do jego upieczenia. Nawiasem mówiąc, to chyba pierwszy przepis na ciasto na tym blogu, który nie zawiera proporcji składników podanych z inżynierską precyzją. Po prostu ile Wam się akurat wsypie mąki nie jest tu istotne. Ważne by ciasto było stosunkowo gęste i wystarczy kontrolować czas pieczenia. W takim razie do dzieła!
Składniki:
- 10 łyżek przesianej mąki + trochę do podsypania
- 6 łyżek cukru
- szczypta soli
- 2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią
- kilka kropli aromatu migdałowego
- ½ łyżeczki proszku do pieczenia (15 g)
- 3 jajka
- 1 szklanka mleka (250 ml)
- ½ kostki masła (100 g) + trochę do wysmarowania formy
- 2 szklanki drylowanych czereśni
Masło rozpuść w rondelku i odstaw do wystudzenia. Do miski przesiej mąkę, wsyp cukier, cukier waniliowy, sól, proszek do pieczenia i wymieszaj ze sobą. Do rondelka z przestudzonym masłem wbij jajka i lekko roztrzep rózgą lub widelcem. Wlej do mąki razem z mlekiem. Dodaj aromat i wymieszaj wszystko dokładnie za pomocą łyżki.
Dużą formę na tartę wysmaruj masłem i podsyp mąką. Wylej ciasto i poukładaj na nim równomiernie czereśnie. Wstaw do piekarnika nagrzanego do 180°C i piecz 25-30 minut do suchego patyczka. Clafoutis możesz podawać na ciepło z lodami i sosem waniliowym albo w temperaturze pokojowej. Obie wersje są pyszne.
* Zmodyfikowany przeze mnie przepis pochodzi z książki Pascala Brodnickiego "Po prostu gotuj!".