Dzisiaj uprawiałam nietypowy jogging. W deszczu, ze scyzorykiem w ręku, samotna w lesie, przedzierałam się na pole słoneczników. A wszystko po to, żeby zerwać dwa kwiaty do bułeczek. Jak ktoś ma "pod kopułą", to może przybić piątkę. Mój mąż nazwał mnie guślarką ;)))))