Suflety z brzoskwinią i ananasem.
Drugi kuchcik nie toleruje laktozy. Oczywiście to wyjaśnia w dużym stopniu nasze z nim zmagania codzienne, a właściwie jego zmagania ze swoim bolącym brzuszkiem i nieposłusznymi jelitami. Okazało się też, że przygotowywanie posiłków z pominięciem laktozy jest dużo trudniejsze niż początkowo sądziłem. Właściwie pochodnych mleka używamy w kuchni do wszystkiego. Nie mówiąc już w składzie ilu półproduktów można je znaleźć.
Tak czy siak – od jakiegoś czasu szkolę się w tym jak gotować bez laktozy i muszę przyznać, że największym wyzwaniem są dla mnie desery. Żeby żonie najukochańszej sprawić odrobinę radości w życiu, a drugiemu kuchcikowie nie fundować kolejnej nieprzespanej nocy [i sobie przy tej okazji również] wymyśliłem takie oto suflety:
2 duże jajka
Brzoskwinia i ananas z puszki
2 łyżki cukru
2 łyżki mąki
Opakowanie cukru waniliowego.
Olej do wysmarowania kokilek.
Odrobina soku z cytryny.
Jajka ubijam z paczką cukru waniliowego, dolewając po trosze soków z brzoskwini i z ananasa. Ubijam, aż jajka będą tworzyły płynną pianę, dosypuję mąkę i znów ubijam dokładnie aż mąka będzie dokładnie rozprowadzona i ciasto będzie jednolite, bez gródek. Ciasto powinno być rzadkie i podobne do naleśnikowego, im bardziej napowietrzone tym lepiej. Odstawiam do lodówki na chwilkę.
Kokilki [szt.4] smaruję olejem, dość obficie – ciasto nie może nam przywrzeć do kokilek. Wstawiam do rozgrzanego na 220 oC piekarnika, aż olej będzie mocno rozgrzany.
W między czasie na pateleni można zacząć roztapiać 2 łyżki cukru, żeby zrobić karmel. Lekko roztopiony cukier podlewamy ostrożnie sokiem z owoców.
Kiedy olej zacznie dymić wyciągamy kokilki z całą kratą i wlewamy do nich chochlą ciasto. Nie więcej niż do połowy wysokości kokilek. Szybko wstawiamy do piekarnika i pieczemy jakieś 10-15 min. aż suflety urosną, zaczną wyłazić z kokilek, zrumienią się z zewnątrz i lekko spękają na górze.
Do karmelu dorzucamy posiekane brzoskwinie i ananas. Mieszamy, żeby dokładnie obtoczyć owoce w karmelu. Skrapiamy sokiem z cytryny. Smażymy razem.
Gotowe suflety wyciągamy szybko z kokilek na talerze, zanim opadną. (Ostrożnie!!! Wszystko bardzo gorące!) Oblewamy sosem z owocami, podajemy od razu.
Pyszne!!! – tak żona powiedziała, czyli, że znaczy się, że jednak odrobinę przyjemności jej sprawiłem. I dobrze.
Tak czy siak – od jakiegoś czasu szkolę się w tym jak gotować bez laktozy i muszę przyznać, że największym wyzwaniem są dla mnie desery. Żeby żonie najukochańszej sprawić odrobinę radości w życiu, a drugiemu kuchcikowie nie fundować kolejnej nieprzespanej nocy [i sobie przy tej okazji również] wymyśliłem takie oto suflety:
2 duże jajka
Brzoskwinia i ananas z puszki
2 łyżki cukru
2 łyżki mąki
Opakowanie cukru waniliowego.
Olej do wysmarowania kokilek.
Odrobina soku z cytryny.
Jajka ubijam z paczką cukru waniliowego, dolewając po trosze soków z brzoskwini i z ananasa. Ubijam, aż jajka będą tworzyły płynną pianę, dosypuję mąkę i znów ubijam dokładnie aż mąka będzie dokładnie rozprowadzona i ciasto będzie jednolite, bez gródek. Ciasto powinno być rzadkie i podobne do naleśnikowego, im bardziej napowietrzone tym lepiej. Odstawiam do lodówki na chwilkę.
Kokilki [szt.4] smaruję olejem, dość obficie – ciasto nie może nam przywrzeć do kokilek. Wstawiam do rozgrzanego na 220 oC piekarnika, aż olej będzie mocno rozgrzany.
W między czasie na pateleni można zacząć roztapiać 2 łyżki cukru, żeby zrobić karmel. Lekko roztopiony cukier podlewamy ostrożnie sokiem z owoców.
Kiedy olej zacznie dymić wyciągamy kokilki z całą kratą i wlewamy do nich chochlą ciasto. Nie więcej niż do połowy wysokości kokilek. Szybko wstawiamy do piekarnika i pieczemy jakieś 10-15 min. aż suflety urosną, zaczną wyłazić z kokilek, zrumienią się z zewnątrz i lekko spękają na górze.
Do karmelu dorzucamy posiekane brzoskwinie i ananas. Mieszamy, żeby dokładnie obtoczyć owoce w karmelu. Skrapiamy sokiem z cytryny. Smażymy razem.
Gotowe suflety wyciągamy szybko z kokilek na talerze, zanim opadną. (Ostrożnie!!! Wszystko bardzo gorące!) Oblewamy sosem z owocami, podajemy od razu.
Pyszne!!! – tak żona powiedziała, czyli, że znaczy się, że jednak odrobinę przyjemności jej sprawiłem. I dobrze.