Studium w fiolecie. Krem z czerwonej kapusty
Nie gotuję dużo. Po pierwsze, nie przepadam za tą czynnością. Owszem, uwielbiam krzątać się w kuchni i piec, ale dania wytrawne... To już nie moja bajka. Nigdy w życiu nie usmażyłam steku, nie zrobiłam gulaszu ani nawet sałatki warzywnej (choć parę razy się do tej ostatniej przymierzałam). Po drugie, C. gotować uwielbia, co właściwie zamyka listę. Kiedy tylko ma możliwość, z radością coś tam miesza, przyprawia i smakuje, żeby później wszem i wobec chwalić się swoimi dokonaniami (całkiem zresztą słusznie, bo kucharz z niego znakomity). Jedyny problem w jego przypadku stanowią surówki; jeśli mam na jakąś ochotę, muszę ją sobie sama przygotować. On się surowych warzyw nie tyka.
Od czasu do czasu trafia się jednak sytuacja, że jednak muszę coś ugotować. No dobrze - muszę jest tutaj określeniem nieco naciąganym. Bo jakbym nie ugotowała, to też nic by się nie stało. Ale jednak bywa, że mam ochotę postać chwilę nad garnkami, żeby później wydobyć z nich coś, co nie jest ciastem. Albo choćby deserem. Ostatnio C. znalazł sobie dodatkową pracę na weekendy (bo ta, którą już ma, jakieś sześćdziesiąt godzin w tygodniu plus dojazdy, to jednak za mało), więc kiedy mam wolne, szykuję nam coś dobrego.
Jakiś czas temu kupiłam w promocji dwie małe główki czerwonej kapusty i zastanawiałam się, co z nich zrobić. Bo takiej ilości surówki to nawet ja nie dam rady pochłonąć... Z pomocą przyszedł mi blog Zakochane w zupach (którego z miejsca zostałam wielką fanką, bo zupy to ja uwielbiam; kremy w szczególności, a tych na blogu dziewczyny mają naprawdę spory wybór) i zupa-krem z czerwonej kapusty właśnie. Przypomniała mi o tym, że już dawno chciałam coś takiego przygotować - kolor, musicie przyznać, ma niesamowity i wyjątkowo kuszący. Nie czekając długo, kupiłam gruszki, puszkę ciecierzycy znalazłam w spiżarce, i zabrałam się za gotowanie. Najdłużej zabiera obranie i pokrojenie warzyw, reszta robi się praktycznie sama. Pieczoną ciecierzycę jako dodatek do zup robiłam nie raz; wychodzi boska, mocno chrupiąca i lekko pikantna. Jak zawsze - strzał w dziesiątkę. Do tego delikatna, mocno kremowa i zaskakująco sycąca fioletowa zupa, podana z plasterkami słodkiej gruszki. Smakuje trochę kapustą, trochę ziemniakami - sprawdzi się świetnie w chłodne, jesienne dni. Ja zwiększyłam proporcje, i mieliśmy obiad na trzy dni, co jest świetnym rozwiązaniem w ciągu zabieganego tygodnia.
A po inne specjały z kapustą w roli głównej koniecznie zajrzyjcie dziś do Pati, Mirabelki, Emilii, Marty i Mikimamy.
Krem z czerwonej kapusty z gruszką i pieczoną ciecierzycą
Składniki: (na 6 porcji)
- 900 g czerwonej kapusty
- 1,5 czerwonej cebuli
- 3 ząbki czosnku
- 100 ml białego wina
- 3 ziemniaki
- 2 łyżki oliwy
- 2 gruszki
- 1,5 l bulionu
- sok z 1/2 cytryny
- sól
- pieprz
dodatkowo:
- 6 łyżek creme fraiche
- 1 gruszka
pieczona ciecierzyca:
- 265 g ciecierzycy z puszki
- 1 łyżeczka słodkiej papryki
- 1/2 łyżeczki wędzonej papryki
- 2 łyżeczki oleju z chilli
- 1 łyżka oliwy
- 1 łyżeczka soli
Cebulę obrać, pokroić w kosteczkę. Czosnek przecisnąć przez praskę. Ziemniaki obrać, pokroić w kostkę. Gruszki obrać, wyciąć gniazda nasienne,pokroić w kostkę. Z kapusty wyciąć twarde częsci, resztę poszatkować.
W dużym garnku rozgrzać oliwę, dodać cebulę. Gdy się zeszkli, dodać czosnek, podlać winem i smażyć, aż alkohol odparuje. Dodać kapustę i gruszkę, smażyć jeszcze 5 minut. Dodać ziemniaki, zalać całość bulionem i gotować przez około 40 minut, aż warzywa zmiękną. Zdjąć garnek z palnika, zmiksować blenderem na gładki krem. Doprawić do smaku sokiem z cytryny, solą i pieprzem.
Ciecierzycę odcedzić, przełożyć do miski. Posypać przyprawami, dodać olej i oliwę, dokładnie wymieszać. Przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Piec w 200 st. C. przez 40 minut.
Ostatnią gruszkę pokroić w plastry, lekko zrumienić na patelni grillowej.
Zupę podawać z kleksem śmietany, pieczoną ciecierzycą i plastrami grillowanej gruszki.
Smacznego!
W tym roku późno, bo dopiero w październiku, otworzyłam sezon na zupy. Gorące, sycące, aromatyczne. Będzie ich tu teraz sporo, na zmianę z pierniczkami. Cóż, taki czas...