Pasztet z soczewicy z pieczonym czosnkiem
Wiosna już jest. :-) Nabrałam tej pewności dzisiaj, gdy odprowadzałam dzieci do szkoły i spotkałam po drodze rozstawiony pod gołym niebem stragan z warzywami i owocami. Ten, który pojawia się przy mojej ulicy co roku. Kolorowy i z dużym wyborem: fenkuły, limonki, awokado, pomidory krajowe, hiszpańskie truskawki itd. itd. No, to teraz już mogę odetchnać z ulgą, że zima nie wróci. :-) Pocieszenia w postaci tulipanów, żonkili, hiacyntów i krokusów będą już teraz gościć na stałe, a za nimi pojawią się nowe kwiaty, czy to na balkonie, czy w ogródku. :-) I nie wiem, ile będę czasu spędzała w kuchni. ;-)) Ostatnio wbew noworocznemu postanowieniu spędzam go sporo. ;-) I tak, jak w głębi zimy uwielbiałam szykować tylko to co dobrze znam i wiem jak smakuje, tak od jakiegoś czasu znów sprowadzam na nasz stół wiele smakołyków dla nas nowych.... Wczoraj wystarczyło, że na oliwie rozgrzałam ziarna kuminu, a już moja córka przybiegła do kuchni wołając: "Mamo, co zrobiłaś dobrego do jedzenia?" Kumin rzeczywiście pachnie smakowicie, a to był dopiero początek drogi do upieczenia pasztetu z blogu Vespertinee.
Pasztet z soczewicy z pieczonym czosnkiem
200 g zielonej soczewicy
2 śedniej wielkości marchewki
1 mała pietruszka
1 główka czosnku
1 średniej wielkości cebula
1 łyżeczka kuminu
1 łyżeczka pasty chilli
3 jaja
3 łyżki oliwy
Rozgrzewam piekarnik do 180 stopni. Do foremki wsypuję nieobrane ząbki czosnku (jeden zostawiam na później) i piekę dotąd, aż w środku będą miękkie.
Pozostawiony ząbek czosnku miażdżę. Marchewki i pietruszkę obieram i kroję w cienkie plasterki. Cebulę drobno siekam.
Do dużego garnka wsypuję soczewicę, zalewam ją 750 ml wody, solę i gotuję dotąd, aż płyn odparuje, a ona stanie się miękka. Trwa to ok. pół godziny.
Na rozgrzaną na patelni oliwę wrzucam kumin i jak tylko zacznie on pachnieć, to natychmiast dodaję zmiażdzony czosnek i rozdrobnione warzywa. Podsmażam je dotąd, aż zmiękną.
Ugotowaną soczewicę mieszam z warzywami. Dodaję upieczony czosnek (zdejmuję osłonki) i całość miksuję blenderem. Masa ma być lekko grudkowata. Do masy dodaję chilli. Mieszam i próbuję. Ewentualnie dosalam. W smaku ma być ostra i wyrazista.
Na koniec dodaję do niej rozmieszane jaja. Wszystko dokładnie łączę i masę przelewam do średniej keksówki (to nie jest duży pasztet) wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą.
Całość piekę w 180 stopniach przez ok. pół godziny.
Świetnie smakuje na domowych bułeczkach z dodatkiem majonezu i z plastrem pomidora. Z chrzanem też będzie cudownie smakować. Ania ma rację proponując ten pasztet na Wielkanoc.