Matka w mieście chemii
miasto chemii. chociaż i na wieś zaczyna się pchać chemia. co możemy na to poradzić, kiedy mleko już nie pochodzi od krowy, a ze sklepu, jajka też niewiadomego pochodzenia, bo przecież kuraka, zamkniętego z innymi mu podobnymi w ciasnej, ciemnej przestrzeni bez łapek nie możemy nazwać kurą. kura w końcu dziobie w trawie, chodzi po podwórku i generalnie wygląda jak kura. chyba nie trzeba specjalnie nikomu tłumaczyć, dlaczego mam wątpliwości co do jakości mięsa z takich kuraków. wędliny – sama woda. no, może trochę konserwantów i jakiś skrawek mięsa, w którego tę wodę się pompuje. tylko ręce załamać. bo – nie przesadzając za bardzo – człowiek chce jeść zdrowo. nie zawsze się jednak da: albo nie ma możliwości zakupienia dobrych składników, albo ich ceny odrzucają nas na kilometr.
to takie smutne, że postanowiłam właśnie dlatego stworzyć nową kategorię: „w mieście chemii”. przepisy z tej kategorii będą wpisywały się w kanon zdrowej żywności. takie homemade jogurty, wędliny, pieczywo… i tak dalej.
co więcej: nagle okaże się, że tylko przy odrobinie wysiłku można stworzyć cuda, które będą kosztować znacznie mniej niż ich odpowiedniki z tzw. „wyższej półki”.
dziś wędlina.
w tym przepisie kocham to, że można eksperymentować, zmieniać smak mięsa a i jego rodzaj też. wędlina wychodzi soczysta i bardzo aromatyczna. i nie jest to nic skomplikowanego. pomysł podsunięty przez teściową :-).
s k ł a d n i k i:
- około 1 kg mięsa wieprzowego (łopatka, szynka, karkówka)
//przyprawy: można użyć gotowych przypraw, jeśli obawiacie się efekt, lub chcecie być pewni, że mięso nie będzie za słone czy niedosolone (po kilku razach ośmielicie się na eksperymenty)//
- u mnie do marynaty (przyprawy zostały użyte w wędlinie ze zdjęcia):
- 6 sporych ząbków czosnku,
- 1 łyżeczka ostrej papryki,
- 2 płaskie łyżeczki soli morskiej w płatkach
- 1/2 łyżeczki pieprzu
- 4 łyżki oleju żepakowego
- 1 łyżka octu balsamicznego
- 1 łyżka musztardy dijońskiej
w y k o n a n i e:
- wieczorem dnia poprzedzającego pieczenie mieszamy ze sobą składniki marynaty (czosnek przeciskamy przez praskę)
- mięso myjemy i osuszamy.
- jeśli jest to mięso zwarte, jak szynka od razu przechodzimy do następnego punktu. jeśli mamy łopatkę czy karkówkę, trzeba ją obwiązać specjalną sznurkiem wędliniarskim (kupisz go nawet w pasmanterii), by miała zwarty kształt.
- mięso dobrze smarujemy marynatą i pozostawiamy w marynacie pod przykryciem i w lodówce na całą noc i następne przynajmniej pół dnia (wtedy mamy pewność, ze składniki marynaty przejdą do samego środka.
- przed pieczeniem wyjmujemy mięso z lodówki (niech odczeka min. 30 min).
- po upłynięciu tego czasu obsmażamy mięso na patelni z każdej strony, w ten sposób zamykając pory i zapobigając wypłynięciu soków ze środka mięso (nie będzie suche).
- obsmażone mięso wkładamy do rękawa do pieczenia (mogą być torebki do pieczenia), zawiązujemy i robimy w nim jedną dziurkę.
- pieczemy prze 1 h 40 min. w 160*C. Jeśli mamy większe mięso musimy pamiętać o zwiększeniu czasu, biorąc pod uwagę, że na 1 kg mięsa czas pieczenia wynosi 1h 40 min.
- ważne! nie kroimy mięsa zaraz po wyjęciu z piekarnika. najlepiej, niech siedzi do ostygnięcia w rękawie. mięso powinno być całkowicie zimne (twarde w dotyku po ostygnięciu).
opcjonalnie: jeśli chcesz, by mięso z wierzchu lekko chrupało, możesz rozciąć rękaw na ostatnie kilka minut. wtedy też powinno się studzić poza rękawem/torebką.