Jeżynowo-jogurtowy pudding chia. I o tym, że pszczoły bywają niebezpieczne
Już na wstępie chciałabym Was lojalnie uprzedzić: to jest wpis tylko dla Czytelników o mocnych nerwach. Żeby później nie było, że nie ostrzegałam...
W poniedziałek, mając lat trzydzieści, miesięcy osiem i dni siedem, zostałam po raz pierwszy w życiu użądlona przez pszczołę. Boli cholerstwo niesamowicie! Podstępna, przyczepiła się do mnie już w ogródku, czego w swej naiwności nie zauważyłam. Stoję więc sobie w kuchni, nucę pod nosem Jingle bells (nie pytajcie; ta melodia prześladuje mnie przez okrągły rok), aż tu nagle coś mnie załaskotało w ramię. Pewna, że to jakiś włos czy inny pyłek, niecierpliwie machnęłam dłonią. Na blacie, ni z tego, ni z owego, wylądowała pszczoła. Natychmiast zawołałam C., żeby czym prędzej się z nią rozprawił, zanim kogoś użądli. I wtedy poczułam ból w ramieniu... Z paniką spojrzałam w oczy C. i wykrztusiłam: Chyba mnie użądliła... Zerknął fachowo, jednym sprawnym ruchem wyciągnął żądło i orzekł, że należy przyłożyć kostkę cukru. Uniosłam brew, bo wydawało mi się to co najmniej dziwnym pomysłem. C. już jednak wkładał buty i pędził do sklepu, bo w domu mamy przynajmniej siedem rodzajów cukru, ale żadnego w kostkach. Gdy wrócił, zastał mnie w bujanym fotelu, ściskającą ramię i cóż... Kiwającą się w tył i w przód. Teraz już wiem, że takie użądlenie to nie przelewki, a komary to przy tym pikuś.
W czasie, gdy ja snułam te ponure rozmyślania, C. odpakował cukrowy sześcian, po czym, dokładnie go wpierw obśliniwszy, przyłożył do śladu po użądleniu. Moja zniesmaczona mina szybko zmieniła się w błogą, gdy ze szczerym zdziwieniem stwierdziłam, że to naprawdę działa! Dzisiaj już nic mnie nie boli, a w miejscu użądlenia czuję tylko dziwne zgrubienie. Niech żyją Duńczycy i naturalne sposoby na wszystko!
Ach, zapomniałabym! Wiecie, co powiedział C., wynosząc z kuchni martwą pszczołę...? Biedna pszczoła... Bo wiesz, to nie była osa, tylko jedna z tych dobrych... Tu pozwoliłam sobie na niemy protest. Ale że cukier działał, zostawiłam go dla siebie.
Tymczasem mam dla Was kolejną propozycję na śniadanie pierwsze, drugie, deser lub podwieczorek. Nie ma to jak uniwersalność!
Pisałam Wam niedawno, że przytargałam do domu całe mnóstwo owoców. Zużyłam je bardzo szybko; głównie po prostu podjadając po jednej czy dwie jagódki prosto z lodówki. Z części jeżyn przygotowałam jednak znakomity pudding z dodatkiem chia, suszonych jagód acai i jogurtu. Muszę przyznać, że pomysł z jogurtem jest wręcz genialny! Jeśli zamiast łyżką, wymieszacie wszystko porządnie trzepaczką, całość lekko się spieni, dzięki czemu gotowy pudding będzie miał wyjątkowo lekką i delikatną konsystencję. Musze przyznać, że mnie ten efekt bardzo przyjemnie zaskoczył. Mocno owocowy, z lekko chrupiącymi nasionkami, pudding doda energii na kolejnych kilka godzin; nawet, jeśli są bardzo intensywne.
Jeżynowo-jogurtowy pudding chia
Składniki: (na 2-3 porcje)
- 300 g jogurtu naturalnego
- 200 ml mleka
- 3 łyżki chia
- 100 g jeżyn
- 1 łyżka suszonych jagód acai
- 3 łyżki miodu
dodatkowo:
- jeżyny
- maliny
Jeżyny zmiksować blenderem, przetrzeć przez sitko. Wymieszać jogurt, mleko, chia, jeżynowe puree, acai i miód. Mieszać trzepaczką przez kilka minut, aż masa wyraźnie zgęstnieje. Odstawić na noc do lodówki.
Pudding przełożyć do szklanek, podawać ze świeżymi owocami.
Smacznego!
A Wy? Macie sprawdzone sposoby na użądlenia...?