Groszek
W zeszłym roku zielono mi było od groszku i teraz też sięgnęłam po te zabawne kuleczki. Kojarzą mi się z czymś wesołym, spokojnym. Jako dziecko uwielbiałam groszek z marchewką robiony przez moją babcię. A teraz, jak chcę poczuć w sobie to ciepło, radość życia, błogość, to robię groszek po francusku. Zimą podaję go w towarzystwie pieczonego drobiu i pieczonych ziemniaków, a w ciepłe słoneczne dni, gdy korzystam z diety dodatnich temperatur, występuje na moim talerzu sam.
"Pewna pani na Marsałkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba;
wychodzą ze sklepu,
pani w sloch, w ksyk i w lament: - Męzu, och, och!
popats, popats, jaka strasna zaba!
Mąz był wyzsy uzędnik, psetarł mgłę w okulaze
i mówi: - Zecywiście coś skace po trotuaze!..." K. I. Gałczyński
Groszek po francusku
450 g mrożonego groszku (lub 1,3 kg świeżego, łuskanego)
1 główka sałaty, pokrojonej w paski
2 pęczki dymki
świeży tymianek, posiekany, spora jego ilość
130 g masła, pokrojonego w kostkę
1 łyżka cukru
2 łyżki wody
sól i pieprz
Do szerokiego garnka o grubym dnie wsypuję groszek, dodaję sałatę, tymianek, posiekaną dymkę, pokrojone masło, cukier, sól, pieprz i wodę. Mieszam, podgrzewam, gotuję na małym ogniu pod przykryciem przez ok. 10-20 minut, aż groszek zmięknie. Jeśli do tego czasu cały płyn nie wsiąknie w warzywa, to odkrywam garnek, zwiększam pod nim płomień i gotuję mieszając, dotąd, aż pozbędę się płynu. Podaję od razu. Ciepły, kojący. :-)
* Źródło - "Smaki świata. Francja" wyd. Parragon