Tarta kasztanowa
Szaro, buro, nieprzyjemnie... Jesień rozgościła się na dobre. Ta wietrzna, która szalonymi podmuchami przedziera się przez najcieplejsze swetry, kurtki i szale. Gwałtownymi porywami targa ostatnie, kolorowe liście, które z cichym szumem opadają na chodniki, tworząc miękkie, szeleszczące dywany. Brodzimy w nich razem z Ptysią, wzbijając butami i łapkami barwne fontanny. Słońce kryje się za grubą warstwą wełnistych, sino-szarych chmur. Mam wrażenie, jakby przez cały dzień panował wczesny wieczór. Nic, tylko wtulić się w poduszkę i spać... Ewentualnie poczytać, ale bywa, że jest zbyt melancholijnie, aby skupić się na treści. Wtedy można wpatrywać się w wesoło trzaskający ogień na kominku, który ogrzewa nie tylko pokój, ale też serce. Pomarańczowo-złote iskry wywołują na twarzy rumieniec i uśmiech, od razu robi się przytulniej i przyjemniej. I wtedy ten zaokienny, bury świat już mi tak nie doskwiera...
Najlepszym lekarstwem na taka pogodę jest udanie się do kuchni (chociaż wiem, jak bardzo się nie chce w pierwszej chwili), wyciągnięcie wagi, kilku misek, łyżek i formy, i upieczenie ciasta. Może to być zwykła babka (koniecznie z cynamonem!), bardziej wymyślana tarta albo aromatyczny sernik. Albo w ogóle co tylko się Wam zamarzy! Najważniejsze, żeby piekło się odpowiednio długo, rozsiewając wokół magiczny zapach. To dzięki niemu dom staje się domem...
Pewnej niedzieli, przed wyjazdem do szkoły, upiekłam ciasto. Aromatyczne i pyszne, pełne śliwek i fig. C. popatrzył, powąchał, spróbował. I spytał, czy jest bez glutenu. Spojrzałam na niego lekko spłoszona; nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Bo on by to ciasto zabrał do pracy jutro, ale jak jest z glutenem, to Jane będzie przykro... Westchnęłam więc ostentacyjnie (nie mógł, no naprawdę nie mógł powiedzieć mi o tym wcześniej...?), i zabrałam się za pieczenie kolejnego ciasta.
Najbezpieczniejszym bezglutenowym wyborem są dla mnie serniki (na żaden nie miałam już czasu) i tarty. Nic nie rośnie, nic nie może opaść, nie ma ryzyka i atmosfery kruchej nerwowości. Przygotowałam więc tartę na spodzie z mąki gryczanej i kasztanowej, które świetnie ze sobą współgrają, dając lekko orzechowe ciasto. Do tego kajmakowa masa serowa, z odrobiną mąki kasztanowej dla konsystencji, ale przede wszystkim smaku. Połączenie kasztanów z kajmakiem już wcześniej wypróbowałam - jest znakomite. Tu te smaki doskonale się przenikają. Śliwki akurat miałam pod ręką, ale można je zamienić na przykład na świeże żurawiny (już niedługo!), może maliny albo gruszki, albo zupełnie pominąć. Soczyste owoce dodają ciastu wilgotności i wyrazistości; bez nich tarta będzie idealnie gładka i kremowa. Kuszące, nieprawdaż...?
A Wy...? Na jaką wersję się skusicie...?
Karmelowo-kasztanowa tarta ze śliwkami
Składniki: (na formę do tarty o średnicy 20 cm)
spód:
- 80 g mąki kasztanowej
- 80 g mąki gryczanej
- 40 g cukru
- 80 g zimnego masła
- 1 jajko
krem:
- 100 g serka mascarpone
- 100 ml śmietany kremówki (38%)
- 150 g masy kajmakowej
- 1 jajko
- 1 łyżka mąki kasztanowej
dodatkowo:
- 300 g śliwek
Mąki przesiać, wymieszać z cukrem. Dodać pokrojone w kostkę masło, posiekać, a następnie rozetrzeć palcami. Wbić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto. Ciasto rozwałkować na okrąg nieco większy niż średnica formy; wyłożyć ciastem formę, formując brzeg. Schłodzić w lodówce przez minimum 1 godzinę.
Ciasto gęsto nakłuć widelcem, przykryć papierem do pieczenia i wysypać kamyczkami do pieczenia.
Podpiec spód w 180 st. C. przez 12 minut. Zdjąć obciążenie i papier.
Piec jeszcze 12 minut w 180 st. C.
W tym czasie przygotować nadzienie. Mascarpone, kremówkę, kajmak, jajko i mąkę zmiksować na gładką masę, tylko do połączenia składników. Wyłożyć nadzienie na przestudzony spód, na wierzchu ułożyć śliwki rozcięciem do góry.
Piec w 160 st. C. przez 40-50 minut, aż wierzch tarty będzie ścięty. Ostudzić w piekarniku.
Smacznego!
Za dwa tygodnie Halloween. Dzisiaj będziemy wycinać pierwsze dynie, żeby odświeżyć sobie niemal zapomniane przez cały rok umiejętności. A Wy - świętujecie Halloween...?