Rosti
07/01/2011 - drugi dzień mojego "wygnania" ;)
Rösti to tradycyjne szwajcarskie placki z ugotowanych, utartych, a następnie usmażonych ziemniaków. Pierwszy raz jadłam je parę lat temu, nawet nie wiedząc, jak nazywa się to, co jem :)
Dzisiaj podano je w hotelowej restauracji i postanowiłam od razu poszukać w sieci przepisu, wrzucić go na blog, żeby po powrocie do domu od razu go wypróbować.
Okazało się, że nie jest to takie proste. Przepisów jest "jak mrówków" - nie wiadomo, co wybrać. Ja jednak zdecydowałam, że
wypróbuję przepis pochodzący z jednego z moich ulubionych blogów, czyli stąd
Tymczasowo wrzucam super apetyczne zdjęcie autorów mej inspiracji, czyli foto prosto z Kuchni Ireny i Andrzeja :) Ślinka kap, kap... ;)
Składniki:
80 dag ziemniaków
2 łyżki masła
1 duże cebula drobno posiekana
2 posiekane ząbki czosnku
1 łyżka posiekanego świeżego rozmarynu
pół łyżeczki soli, pieprz
15 dag pancetty w plasterkach (ewentualnie polskiego boczku)
8 suszonych pomidorów w zalewie
Sposób przygotowania:
Ziemniaki umyć i ugotować. Jeszcze ciepłe obrać, a następnie ostudzić i włożyć do lodówki na 1-3 dni. Po tym czasie zetrzeć je na tarce o dużych otworach.
Rozgrzać masło na patelni o średnicy 28 cm. Dodać cebulę, czosnek oraz rozmaryn. Smażyć 2-3 minuty od czasu do czasu mieszając. Dodać starte ziemniaki, całość wymieszać i smażyć kilka minut, do momentu aż ziemniaki zaczną się zezłacać. Doprawić solą i pieprzem. Dodać pancettę i suszone pomidory odsączone z zalewy. Wymieszać dokładnie składniki i smażyć 15 minut nie mieszając, aż do zrumienienia. Przy pomocy dużego talerza odwrócić placek na drugą stronę i smażyć jeszcze 10 minut.
Tak sobie myślę, że chyba lepiej boczek zrumienić z cebulą i czosnkiem, zwłaszcza, że ja amatorką boczku nie jestem i trawię tylko wysmażony niemalże na węgielek ;)
Te rosti, które jadłam dzisiaj, były w formie malutkich placuszków centymetrowej grubości. Jeśli mnie zmysły nie mylą, składały się z samych ziemniaków, bez żadnych dodatków.
Rösti to tradycyjne szwajcarskie placki z ugotowanych, utartych, a następnie usmażonych ziemniaków. Pierwszy raz jadłam je parę lat temu, nawet nie wiedząc, jak nazywa się to, co jem :)
Dzisiaj podano je w hotelowej restauracji i postanowiłam od razu poszukać w sieci przepisu, wrzucić go na blog, żeby po powrocie do domu od razu go wypróbować.
Okazało się, że nie jest to takie proste. Przepisów jest "jak mrówków" - nie wiadomo, co wybrać. Ja jednak zdecydowałam, że
wypróbuję przepis pochodzący z jednego z moich ulubionych blogów, czyli stąd
Tymczasowo wrzucam super apetyczne zdjęcie autorów mej inspiracji, czyli foto prosto z Kuchni Ireny i Andrzeja :) Ślinka kap, kap... ;)
Składniki:
80 dag ziemniaków
2 łyżki masła
1 duże cebula drobno posiekana
2 posiekane ząbki czosnku
1 łyżka posiekanego świeżego rozmarynu
pół łyżeczki soli, pieprz
15 dag pancetty w plasterkach (ewentualnie polskiego boczku)
8 suszonych pomidorów w zalewie
Sposób przygotowania:
Ziemniaki umyć i ugotować. Jeszcze ciepłe obrać, a następnie ostudzić i włożyć do lodówki na 1-3 dni. Po tym czasie zetrzeć je na tarce o dużych otworach.
Rozgrzać masło na patelni o średnicy 28 cm. Dodać cebulę, czosnek oraz rozmaryn. Smażyć 2-3 minuty od czasu do czasu mieszając. Dodać starte ziemniaki, całość wymieszać i smażyć kilka minut, do momentu aż ziemniaki zaczną się zezłacać. Doprawić solą i pieprzem. Dodać pancettę i suszone pomidory odsączone z zalewy. Wymieszać dokładnie składniki i smażyć 15 minut nie mieszając, aż do zrumienienia. Przy pomocy dużego talerza odwrócić placek na drugą stronę i smażyć jeszcze 10 minut.
Tak sobie myślę, że chyba lepiej boczek zrumienić z cebulą i czosnkiem, zwłaszcza, że ja amatorką boczku nie jestem i trawię tylko wysmażony niemalże na węgielek ;)
Te rosti, które jadłam dzisiaj, były w formie malutkich placuszków centymetrowej grubości. Jeśli mnie zmysły nie mylą, składały się z samych ziemniaków, bez żadnych dodatków.