Poświątecznie marudzenie. Creme brulee na pociechę. I książka

Poświątecznie marudzenie. Creme brulee na pociechę. I książka

Święta, Święta... Większość z Was z pewnością już dawno odetchnęła - i po Świętach... Bo tak, jak wszyscy je kochamy, tak samo, odkąd wyrastamy z cudownych lat dziecinnych, stają się one nieco męczące. Spotkania z rodziną, na które niecierpliwie czekamy, a które po trzech dniach świątecznych zaczynają nieco nużyć. Pyszne jedzenie, którego przesyt daje się we znaki. Prezenty, do których ofiarodawców szeroko się uśmiechaliśmy, trzeba teraz cichaczem wymienić... Nie, nie widzę wcale Świąt w ciemnych barwach. Trochę sama siebie oszukuję, że to dobrze, że już się skończyły... Bo u nas definitywne zakończenie nastąpiło w miniony poniedziałek. Krasnalki pieczołowicie spakowane do pudełek, bombki równiutko ułożone, a wszystkie porcelanowe i szklane ozdoby sumiennie zawinięte w gazety, żeby szczęśliwie dotrwały do kolejnej wielkiej chwili. I kiedy rozbieraliśmy choinkę, a później wywieźliśmy ją na wysypisko, smutno mi było. Patrzyłam na te wszystkie drzewka, byle jak rzucone na wielki stos, nikomu niepotrzebne, z opadniętymi igiełkami... Gwiazdy jednego sezonu. Ba! Jednego występu! Troszkę mi żal... Nasza choinka była tym razem piękna. Nie tylko urocza, bo nasza, ale wprost idealna - kształt jak spod igły, bombki, światełka, nawet czekoladowe Mikołaje - wszystko komponowało się w idealną całość. Jeszcze tylko kilka dni, i zupełnie o niej zapomnę...
Troszkę taki nostalgiczny wpis mi wyszedł. Cóż... Kolejny będzie weselszy.
Na osłodę - królewski deser. Pyszny. Idealny. Creme brulee w nowej (przynajmniej dla mnie) jaśminowej odsłonie. Wodę jaśminową kupiłam już jakiś czas temu, i nie bardzo wiedziałam, co z nią zrobić. Kupiłam ją dla jednej rzeczy, za którą do tej pory się nie zabrałam... W każdym razie ochota na creme brulee przyszła, woda jaśminowa zerknęła na mnie ukradkiem z półeczki, i stwierdziłam, że to idealny czas na eksperyment. I muszę przyznać, że wyszło pysznie - deser ja to deser - idealnie kremowy, cudownie delikatny, rozpływający się na języku. Z delikatną jaśminową nutą, która nadaje mu nieco orientalnego (tak mi się jakoś kojarzy) charakteru. Bajka. Jeśli nie macie wody jaśminowej (albo nie lubicie), możecie użyć różanej lub pomarańczowej. Albo zrobić tradycyjny - waniliowy. Lub poszaleć: kawowy, czekoladowy, dyniowy, a może kasztanowy...? Ogranicza Was tylko wyobraźnia. Chrupiąca cukrowa skorupka zgra się z każdym wymyślonym smakiem.
Jaśminowy creme brulee
Zdjęcie - Poświątecznie marudzenie. Creme brulee na pociechę. I książka - Przepisy kulinarne ze zdjęciami Składniki: (na 6 porcji)

  • 4 żółtka
  • 40 g cukru
  • 1 łyżeczka wody jaśminowej
  • 400 ml śmietany kremówki (38%)
  • 150 ml mleka


dodatkowo:

  • 6 łyżeczek jasnego brązowego cukru


Żółtka utrzeć z cukrem na puszystą, jasną masę. Pod koniec dodać wodę jaśminową. W tym czasie zagotować kremówkę z mlekiem. Powoli wlać do żółtek, cały czas mieszając. Masę przelać do kokilek. Ustawić je w większej formie z wysokim brzegiem, nalać gorącej wody do połowy wysokości kokilek.
Piec w kąpieli wodnej w 140 st. C. przez 6--70 minut, aż masa będzie ścięta, ale środek powinien być jeszcze lekko galaretowaty.
Wyjąć kokilki z wody, ostudzić. Schłodzić w lodówce przynajmniej przez 3 godziny.
Przed podaniem posypać cukrem, skarmelizować go za pomocą palnika. Podawać natychmiast.
Smacznego!
I chciałabym jeszcze podziękować serwisowi Z pierwszego tłoczenia za poświąteczny prezent. Dostałam książkę kucharską z przepisami pięciu blogerów, z których jeden towarzyszy mi w naszych wspólnych kuchennych zmaganiach: Wojtek. Wam gratuluję, sponsorom dziękuję, a sama się cieszę z nowych, ciekawych inspiracji.

Kategorie przepisów