Pogacze – węgierska przekąska do piwa
Piątek! Piątunio! Kocham piątki, bo w szkole Króliczki nie zadają nic na weekend, więc po południu ona ma labę, a ja nie muszę cerberować, żeby odrobiła wszystko. I najważniejsze – nie muszę tego sprawdzać! Wiecie, jak teraz uczą matematyki? Już za moich czasów szkolnych było dużo logiki, ale teraz są chyba same zadania logiczne. Według podtytułu książki jest to mental maths. Mental to będzie moja następna destynacja – mental hospital.
Zwariuję od tłumaczenia Malutkiej – zwyczajnie na równaniach nie zawsze uda się jej wyłożyć problem. Wtedy sięgam po zabawę w pracę w fabryce cukierków, a dokładnie w pakowalni. Dziesięć cukierków i zamykasz pudełko… Rysujemy pudełka i cukierki, zmazujemy „zjedzone” cukierasy, zamykamy pudełka i układamy w zgrabny stosik. Chyba kupię jej liczydło…
Najlepsza i tak jest historia. Dla 8-latki to zupełna abstrakcja i zdaje się, że jej nauczyciel też ma drogę przez mękę, ucząc zawiłości sprzed 500 lat. Króliczka w poniedziałek wróciła podekscytowana: -Mamo! Uczymy się o odkrywcy! – Fantastycznie, a o którym? – Eeee, nie pamiętam, jak się nazywał… – Hmm, a co odkrył? – Eeee, tego pan jeszcze nie powiedział, ale ten odkrywca dostał 3 statki od królowej. – To Krzysztof Kolumb, Christopher Columbus. – Tak, tak, tak! A skąd wiesz?
Po obiedzie moje dziecko chciało zobaczyć, jak ten Kolumb płynie. Nie mogłam zrozumieć, o co jej u licha chodzi? W końcu wydusiłam z niej, że nauczyciel obiecał im fragment filmu i ona chce już to zobaczyć. Tylko skąd mam wiedzieć, który film będą oglądać? Teraz to Króliczka nie mogła zrozumieć. – To ile razy Kolumb ruszał na tę wyprawę tymi statkami? – Tymi statkami to tylko raz. – To jak mógł nakręcić więcej filmów? Pokolenie selfie… Cały wieczór zastanawiała się, jak to możliwe, że nie mieli telefonów z aparatem…
Wczoraj tatuś dla żartu zaczął ją podpytytwać. – Jak tam wyprawa Kolumba? Dopłynął już do celu? – Tato! No przecież to było bardzo dawno temu! – Tak? To przypomnij mi, co to on odkrył? – Afrykę!
Cieszę się zatem przeogromnie, że dziś piątek. Bez angielskiej ortografii, bez zwrotów grzecznościowych po irlandzku, bez jednostek i dziesiątek w matematyce i bez Kolumba w drodze do odkrycia Nowego Świata. Moja rodzina chyba też się cieszy… Szczególnie, że męczyłam ich zagadką – jakie wiekopomne wydarzenie miało miejsce dokładnie, co do godziny, 490 lat po zobaczeniu lądu przez żeglarza z załogi Kolumba?
Cieszymy się też z powodu serowych bułeczek, które są bardzo smaczną i sycącą przekąską. Połączenie twarogu w cieście z serem na wierzchu jest naprawdę dobre, a gruboziarnista sól jest tą przysłowiową „kropką nad i”. Komu znudziły się słone paluszki, temu czas wypróbować pogacze! Węgrzy podają je jako dodatek do wina lub piwa, ale mnie one również zastępują pieczywo do leniwego śniadania. Dwa plastry chudej wędliny i spora garść warzyw wraz z bułeczkami w zupełności wystarczą mi w deszczowy, weekendowy poranek. Warzywna zupa krem także zyska w ich towarzystwie, prosta sałatka na lunch również i tylko trzeba uważać, żeby nam na wieczór do piwa coś zostało!
POGACZE
- 300 g mąki
- 300 g dobrze odciśniętego twarogu
- 300 g masła
- 100 g ostrego sera (u mnie vintage cheddar)
- 1 jajko
- gruboziarnista sól
Twaróg rozdrabniamy widelcem, dodajemy przesianą mąkę i pokrojone masło. Wszystko razem wyrabiamy na gładkie ciasto. Zawijamy w folię lub w pergamin i wkładamy na godzinę do lodówki.
Piekarnik nagrzewamy do 180°C z termoobiegiem. 2 blaszki wykładamy papierem do pieczenia. Jajko rozbełtujemy w misce, a ser ścieramy na drobnych oczkach tarki. Ciasto wyjmujemy z lodowki, odwijamy i rozwałkowujemy na grubość palca. Okrągłą foremką o średnicu 4-5 cm wycinamy krążki, które układamy na blaszce, zachowując odstępy. Smarujemy rozbełtanym jajkiem, posypujemy solą i startym serem. Pieczemy w nagrzanym piekarniku przez 15 minut.
(przepis Kláry Molnár z Kulinarnego Atlasu Świata)