Placek z powidłami nakryty bezą
Wiele wody upłynęło, masa tuszu drukarskiego w kominku spłonęła zanim znalazłam w chociaż jednej gazetce przepis godny mojej uwagi. Często celebryci małego i średniego kalibru prezentują "ulubione" dania na stronach brukowców i czytając ich przepisy mam wrażenie, że całymi dniami wysilają mózgownice nad przedstawieniem nam, prostym ludziom, jak najtrudniejszej, najmniej dla nas dostępnej i najmniej polskiej propozycji ich radosnej twórczości. Nic dziwnego, że ich życie osobiste jest tak skomplikowane, skoro nawet na talerzu nie potrafią odnaleźć się w prostocie. Jeśli komuś na co dzień imponuje wielkoświatowy harmider bez ładu i składu, restauracje o nazwach przypominających dziecięcy bełkot a oczy zaślepione są błyskiem fleszy, to trudno jest zrozumieć, że często można postawić znak równości pomiędzy wyrażeniem: "coś tylko dla mnie" i "coś dla każdego".
Jakże wielkie było moje wczorajsze zdziwienie, kiedy to znalazłam przepis dla każdego. Zaprezentowany został przez główną osobistość polskiej edycji amerykańskiego programu dla niewiast pragnących robić karierę jako manekiny do ciuchowych crash testów (czyt. tap madl). Było to bardzo łatwe do przygotowania ciasto pod oryginalnym tytułem: "Amerykańskie ciasto z powidłami". Nie mam pojęcia dlaczego amerykańskie, nie pytajcie a ja nie wnikam, skoro powidła są typowym słowiańskim wyrobem. Pomimo, iż pomysł świetny, przepis został przez panią Dżoanę kompletnie skopany, może dlatego, że gotowanie nie jest mocną, albo nawet słabą, albo najlepiej żadną stroną modelki. Proporcje składników mokrych do suchych zostały całkowicie zachwiane niczym rozmiar biustu do wzrostu u większości modelek. Masa była bardzo mokra i nie mogłam odkleić od niej dłoni ani później oczyścić rąk z tej kleistej masy i trudno mi było podążać za przepisem nakazującym szybko zagnieść ciasto. Chyba, że właśnie trzeba bardzo szybko je zgnieść, nie patrzeć (najlepiej zamknąć oczy), szybko wrzucić do lodówki i zatrzasnąć drzwiczki. Nawet czas pieczenia był z kosmosu. Bo gdybym wyciągnęła ciasto po 60 minutach to miałabym piękny kawałek asfaltu. Może pomyliło jej się z czasem opalania na plaży. Także wzięłam ciasto na warsztat i poprawiłam proporcje niczym chirurg plastyczny. Od siebie dodałam bezę na wierzchu, której przygotowanie zajmuje 5 minut, a nie cierpię jak białka jajek się marnują. Zapraszam.
Składniki na prostokątną blachę:
- 70 dag (700g) mąki,
- kostka masła prosto z lodówki (200g),
- 6 łyżek cukru,
- 8 żółtek,
- opakowanie 30g proszku do pieczenia,
- mały jogurt naturalny (około 150g),
- 2 słoiki powideł
Beza: 3/4 szklanki cukru + białka z żółtek + szczypta soli
- Mąkę, proszek, żółtka, cukier, jogurt i masło zagnieść. Należy mieć pod ręką dodatkową ilość mąki, jeśli okazałoby się, że masa jest jeszcze za bardzo kleista i okleja nam palce. Wtedy dosypujemy po około 50g aż będzie si.
- Wstawić na 1h do lodówki. Jeśli mamy mało czasu to na 0,5h do zamrażarki. W tym czasie wysmarować blachę tłuszczem i obsypać bułką tartą lub jak kto lubi - mąką. Rozgrzać piekarnik - standardowa temperatura dla ciast, nie mam termostatu, ale tak gdzieś 180stopni C.
- Połową ciasta wyłożyć spód blachy. Nie lubię wałkowania, więc wykładam rozpłaszczonymi ręcznie plastrami. Na to powidła i znowu warstwa ciasta. Nie musi idealnie zakrywać powideł.
- Ciasto wstawiamy na 20 min do rozgrzanego piekarnika. W tym czasie przygotowujemy bezę ubijając najpierw białka ze szczyptą soli i wsypujemy po trochu cukier ciągle ubijając. Wyciągamy cisto z piekarnika, bezę wykładamy na wierzch ciasta i wkładamy jeszcze na 15 minut do pieca skręcając nieco grzanie. Beza lubi odpocząć trochę w ciepłym piekarniku. Gotowe.