Migdałowe ciasto ze śliwkami
Budzik zadzwonił o czwartej. Ostatnio zrywam się na pierwszy sygnał; wybiegam z łóżka jak oparzona z niepokojem w brzuchu, że chyba zaspałam. To chyba przejaw zadowolenia z pracy, co jest dobre, choć mogłoby się ono (zadowolenie znaczy) objawiać w nieco przyjemniejszy sposób. Mam nadzieję, że to ekscytacja początkującego; jak się wszystko ustabilizuje, mój żołądek również przestanie przypominać o sobie w ten, raczej dokuczliwy, sposób. O czwartej trzydzieści, owinięta w ciepły, czerwony płaszcz, z czapką nasuniętą głęboko na oczy i szalem zakrywającym większość twarzy, spróbowałam przekonać Ptysię do wyjścia na dwór. Spojrzała na mnie jak na wariatkę, rozłożyła się zupełnie płasko na plecach i chrapnęła. Nie dałam jednak za wygraną - założyłam jej szelki (czerwone zupełnym przypadkiem) i na siłę wyciągnęłam z łóżka. Nie była zadowolona... Ja zresztą też nie, ale z opinią żadnej z nas dzisiejszy dzień się nie liczył. Spacer był krótki i konkretny; na głównej ulicy świeciła się raptem co druga latarnia, boczne uliczki spowijała mglista ciemność. Nie zapuszczałyśmy się w nie z obawy przed Kubą Rozpruwaczem... Mógłby się bowiem łatwo pomylić i nie zauważyć nawet, że dawno opuścił już Londyn. Wróciłyśmy więc szybko do domu, Ptysia do łóżka, ja do kubka z gorącą herbatą. Szybko wlałam w siebie zawartość, starając nie poparzyć się za mocno, i pojechałam do pracy.
A tam czekały na mnie rolady (czekoladowe, pistacjowe, orzechowe i marcepanowe), dużo czerwonego marcepanu, a na koniec krem waniliowy, który złośliwie postanowił nie tężeć. Na szczęście w końcu opanowałyśmy jego krnąbrną naturę, i mogłyśmy udać się do domów na zasłużony odpoczynek. Muszę Wam powiedzieć, że czuję się szalenie produktywna. Tylko w domu już nic mi się nie chce... Ale i w tej kwestii, mam nadzieję, dojść w końcu do wprawy.
Dzisiaj mam dla Was proste ciasto, które uda się szybko upiec nawet po ciężkim dniu. Najprostsze ciasto ucierane ze śliwkami, które powoli się kończą. Na wierzchu migdałowo-cukrowa skorupka, która cudownie chrupie, kontrastując z miękkim jak gąbeczka ciastem i rozpływającymi się w ustach owocami. I nie mówcie, że nie macie już siły. Gwarantuję, że nagroda w postaci aromatycznego ciasta warta jest tych kilkunastu dodatkowych minut w kuchni.
Przepis znalazłam w gazetce Pieczenie jest proste, nr 4/2014, ale pozmieniałam po swojemu.
Migdałowo-waniliowe ciasto ze śliwkami
Składniki: (na tortownicę o średnicy 20 cm)
- 125 g miękkiego masła
- 125 g cukru
- ziarenka z 1 laski wanilii
- 1 jajko
- 100 ml mleka
- 175 g mąki pszennej
- 100 g mielonych migdałów
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
dodatkowo:
- 500 g śliwek
- 45 g płatków migdałowych
- 2 łyżki cukru
Śliwki umyć, osuszyć, przeciąć na połowy i pozbawić pestek. Mąkę przesiać, wymieszać z migdałami i proszkiem do pieczenia. Masło utrzeć z cukrem i wanilią na puszystą, jasną masę. Wbić jajko, połączyć. Na zmianę dodawać do masy mąkę i mleko, miksując na najniższych obrotach miksera.
Masę przełożyć do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Na wierzchu ułożyć śliwki, rozcięciem do góry. Wierzch posypać płatkami migdałów i cukrem.
Piec w 180 st. C. przez 50-60 minut. Ostudzić.
Smacznego!
A teraz już pora najwyższa zabrać się za obiad. Ma być sałatka od Jamiego O., tylko sałaty kupić zapomniałam... Cóż, będzie się trzeba pomysłowością wykazać (mam nadzieję, że jeszcze tyle jej w sobie znajdę).