Masło słonecznikowe
Jak syn mój kurował azetesa nad naszym pięknym morzem, to w ramach plażowej przekąski dostawał kanapki. Chciałabym napisać "różne", ale niestety, przy tak ograniczonej diecie różne one być nie mogły. Zatem na zmianę trenowaliśmy pieczyste, warzywne smarowidła i hit wakacyjny - kanapki z masłem słonecznikowym, niezbędnym także przy robieniu przepysznych słonecznikowych ciasteczek. Najłatwiej co prawda było mi takowe masło kupić, ale że w tamtych czasach było ono trudno dostępne, więc czasem musiałam sama robić. Foty nie ma, bo to kolejny przepis wyciągnięty z czeluści archiwalnego kukbuka. Masło jest fajne, bo można je doprawiać według uznania, robić na słodko, używać do naleśników albo jako pesto pod pieczone warzywka etc. Nie musi być tylko do kanapek.
Trzeba wziąć:
ziarna słonecznika, obłuszczone, najlepiej bio (robiłam z paczki 250 g, o ile mnie pamięć nie myli)
sól, najlepiej morska czy himalajska - do smaku, ze dwie szczypty
opcjonalnie: odrobina oleju
Ziarna lekko podprażyć na suchej patelni, przesypać do blendera, dodać sól i zblendować na gładką masę, ewentualnie dodając tylko tyle oleju, by masło miało odpowiednią konsystencję (jeśli będzie zbyt suche). Przełożyć do słoiczka i przechowywać w lodówce. Zużyć w ciągu kilku dni.