Kurczak w boczku na śliwkowym chutneyu
Jedną z moich ulubionych jesiennych przekąsek są suszone śliwki owinięte w wędzony boczek i przesmażone na patelni, bądź grillowane. Za każdym razem jak czuję ten smak widzę przed sobą piękną, ciepłą, złotą jesień. Widzę kolorowe, chrzęszczące liście walające się niedbale po trawniku. Czuję zapach dymu z ogniska i powiewy chłodniejszego już wiatru na policzkach. Kubek ciepłej zielonej herbaty w ręce, albo grzanego piwa o korzennym zapachu. Tak właśnie wyglądał jeden z naszych pierwszych wspólnych spacerów z pierwszym kuchcikiem… Uwielbiam.
Ale przekąska to przekąska a obiad to obiad.
Wymyśliłem sobie więc coś, co będzie nawiązaniem do tych miłych wspomnień, a jednocześnie pozwoli i mi i moim domownikom kochanym zapełnić żołądeczki. Bardzo fajnie to wyszło. Zdjęcia nie wyszły fajnie, ale jedzenie wyszło fajne. Jesienne takie. Pełne wysyconych kolorów i słodko-kwaśnych smaków odchodzącego lata.
Ok. 70 dkg śliwek węgierek bez pestek.
Ok. 0,5 kg piersi z kurczaka
6-7 długich plastrów wędzonego boczku
2 łyżki powideł śliwkowych
Ze 2 – 3 dorodne pomidory
Jedna papryka.
Pół pęczka pietruszki
Pół pęczka szczypioru
Sól, pieprz, curry, słodka papryka, papryka ostra.
Ewentualnie sos śliwkowy, lub sos sojowy.
Pierwszy kuchcik nie pamięta tamtego wspólnego jesiennego spaceru, kiedy zrobiliśmy sobie przerwę siadając w „właściwie już zamkniętym” ogródku pewnej knajpki i zamówiliśmy suszone śliwki grillowane w boczku. Ale pomysł zrobienia na obiad kurczaka ze śliwkami bardzo mu się spodobał i ochoczo zabrał się do pracy. Tak, tak moi drodzy – wy pewnie myśleliście, że tytuł „pierwszego kuchcika” to tytuł honorowy. O, nie! Pierwszy kuchcik zawsze jest chętny do pomocy, a jeśli się nie da, to przynajmniej do obserwacji stojąc na palcach na krześle, żeby widzieć co ja też tam robię w tych garach. Dzisiaj dostał odpowiedzialne zadania pokrojenia śliwek. Bardzo był tym przejęty, z resztą i słusznie, bo od dobrze pokrojonych śliwek pomyślność całego obiadu zawisła.
Tak więc – śliwki drelujemy i kroimy w kosteczkę. Pierś z kurczaka oczyszczamy z błon i kosteczki mostkowej, kroimy na 6 części. Obsypujemy solą i pieprzem, odrobiną curry i słodkiej papryki i przesmażamy na złoto z dwóch stron na patelni. Ściągamy, czekamy aż chwilę przestygną, owijamy każdy kawałek w plaster boczku. Spinamy wykałaczką, żeby się boczek nie rozlazł. Raz jeszcze przesmażamy z obydwu stron, tak, żeby tym razem boczek stał się złocisty i lekko chrupiący.
Gotowe wykładamy na talerz. A na patelnie wrzucamy śliwki. Smażymy chwilę, dorzucamy ze 2 łyżki powideł. Najlepiej takich domowych – co żona zrobiła kilka dni wcześniej, ale jeśli nie macie takich, no cóż – sklepowe też się nadadzą. Kiedy śliwki już puszczą sok, dorzucamy posiekaną paprykę i pomidory. Dusimy razem, mieszając co jakiś czas, aż z połowa soków odparuje. Możemy doprawić teraz całość – sól, pieprz, ostra papryka do smaku. Ja użyłem jeszcze łyżki zdobycznego sosu śliwkowego, co go tam kiedyś w grillowym konkursie wygrałem, ale jak nie macie, to możecie dodać odrobinę sojowego, żeby pogłębić środkowy smak, tzw. umami. Ale tak szczerze to i bez tego się obejdzie.
Kiedy z połowa płynów odparuje, zmniejszamy ogień i na wierzch kładziemy piersi z kurczaka które wcześniej przesmażyliśmy. Przykrywamy i dusimy razem jeszcze jakieś 15 min. Na koniec wszystko obsypujemy posiekaną pietruszką i szczypiorkiem, mieszamy parę razy i gotowe.
Pierwszy kuchcik, to czasem dziwna osobowość – bo cały czas się cieszył na ten obiad i go przygotowywał i w ogóle, a jak przyszło co do czego, to stwierdził, że ona chce tylko kaszę. I tylko kaszę zjadł. Za to innym domownikom bardzo ten obiad smakował. Mi też z resztą, ale apetytu na jesienną przekąskę z suszonych śliwek nie zniwelował. Wręcz przeciwnie.
Smaki? Słodko-kwaśny, przełamany jesiennymi nutami lekkiej gorzkości, tam gdzie śliwki bądź powidła bardziej przywarły. Delikatny smak kurczaka podkreślony mocnym, głębokim smakiem wędzonego boczku.
Jak to powiedział jeden ze stołowników „Ja się jaram!”
Ale przekąska to przekąska a obiad to obiad.
Wymyśliłem sobie więc coś, co będzie nawiązaniem do tych miłych wspomnień, a jednocześnie pozwoli i mi i moim domownikom kochanym zapełnić żołądeczki. Bardzo fajnie to wyszło. Zdjęcia nie wyszły fajnie, ale jedzenie wyszło fajne. Jesienne takie. Pełne wysyconych kolorów i słodko-kwaśnych smaków odchodzącego lata.
Ok. 70 dkg śliwek węgierek bez pestek.
Ok. 0,5 kg piersi z kurczaka
6-7 długich plastrów wędzonego boczku
2 łyżki powideł śliwkowych
Ze 2 – 3 dorodne pomidory
Jedna papryka.
Pół pęczka pietruszki
Pół pęczka szczypioru
Sól, pieprz, curry, słodka papryka, papryka ostra.
Ewentualnie sos śliwkowy, lub sos sojowy.
Pierwszy kuchcik nie pamięta tamtego wspólnego jesiennego spaceru, kiedy zrobiliśmy sobie przerwę siadając w „właściwie już zamkniętym” ogródku pewnej knajpki i zamówiliśmy suszone śliwki grillowane w boczku. Ale pomysł zrobienia na obiad kurczaka ze śliwkami bardzo mu się spodobał i ochoczo zabrał się do pracy. Tak, tak moi drodzy – wy pewnie myśleliście, że tytuł „pierwszego kuchcika” to tytuł honorowy. O, nie! Pierwszy kuchcik zawsze jest chętny do pomocy, a jeśli się nie da, to przynajmniej do obserwacji stojąc na palcach na krześle, żeby widzieć co ja też tam robię w tych garach. Dzisiaj dostał odpowiedzialne zadania pokrojenia śliwek. Bardzo był tym przejęty, z resztą i słusznie, bo od dobrze pokrojonych śliwek pomyślność całego obiadu zawisła.
Tak więc – śliwki drelujemy i kroimy w kosteczkę. Pierś z kurczaka oczyszczamy z błon i kosteczki mostkowej, kroimy na 6 części. Obsypujemy solą i pieprzem, odrobiną curry i słodkiej papryki i przesmażamy na złoto z dwóch stron na patelni. Ściągamy, czekamy aż chwilę przestygną, owijamy każdy kawałek w plaster boczku. Spinamy wykałaczką, żeby się boczek nie rozlazł. Raz jeszcze przesmażamy z obydwu stron, tak, żeby tym razem boczek stał się złocisty i lekko chrupiący.
Gotowe wykładamy na talerz. A na patelnie wrzucamy śliwki. Smażymy chwilę, dorzucamy ze 2 łyżki powideł. Najlepiej takich domowych – co żona zrobiła kilka dni wcześniej, ale jeśli nie macie takich, no cóż – sklepowe też się nadadzą. Kiedy śliwki już puszczą sok, dorzucamy posiekaną paprykę i pomidory. Dusimy razem, mieszając co jakiś czas, aż z połowa soków odparuje. Możemy doprawić teraz całość – sól, pieprz, ostra papryka do smaku. Ja użyłem jeszcze łyżki zdobycznego sosu śliwkowego, co go tam kiedyś w grillowym konkursie wygrałem, ale jak nie macie, to możecie dodać odrobinę sojowego, żeby pogłębić środkowy smak, tzw. umami. Ale tak szczerze to i bez tego się obejdzie.
Kiedy z połowa płynów odparuje, zmniejszamy ogień i na wierzch kładziemy piersi z kurczaka które wcześniej przesmażyliśmy. Przykrywamy i dusimy razem jeszcze jakieś 15 min. Na koniec wszystko obsypujemy posiekaną pietruszką i szczypiorkiem, mieszamy parę razy i gotowe.
Pierwszy kuchcik, to czasem dziwna osobowość – bo cały czas się cieszył na ten obiad i go przygotowywał i w ogóle, a jak przyszło co do czego, to stwierdził, że ona chce tylko kaszę. I tylko kaszę zjadł. Za to innym domownikom bardzo ten obiad smakował. Mi też z resztą, ale apetytu na jesienną przekąskę z suszonych śliwek nie zniwelował. Wręcz przeciwnie.
Smaki? Słodko-kwaśny, przełamany jesiennymi nutami lekkiej gorzkości, tam gdzie śliwki bądź powidła bardziej przywarły. Delikatny smak kurczaka podkreślony mocnym, głębokim smakiem wędzonego boczku.
Jak to powiedział jeden ze stołowników „Ja się jaram!”