Gulasz szegedyński
Dawno, dawno temu, dzieckiem małym będąc, pojechałam z tatusiem na wakacje do Budapesztu, do węgierskiego wujka. Mieszkaliśmy u niego, bo to były czasy, gdy ludzie gościli się u siebie nawzajem, a nie mielili po hotelach. Niewiele pamiętam z tego wyjazdu, no bo byłam jednak mała. Pamiętam, że mieszkaliśmy w pięknym, stylowym mieszkaniu, w pięknym mieście, które przypominało trochę bajkę, że na każdym rogu mogłam kupić mój ulubiony przysmak, czyli gotowaną kukurydzę... I kuchnię cioci, która najpierw poparzyła mi ozór, a potem stała się przyczyną uzależnienia i dojmującej tęsknoty. Węgierskie wujostwo oczywiście nie było tak naprawdę z nami skoligacone, był to przyjaciel taty ze studiów czy jakoś tak. W ich domu panowała niezwykle spokojna atmosfera, byli to bardzo łagodni ludzie. Co może dziwić, zważywszy na fakt, że o ile dobrze pamiętam, coś tam się niedobrego zadziało. Co dokładnie nie pamiętam, muszę spytać tatusia.
W każdym razie gulasz szegedyński nie jest, wbrew pozorom czymś, co jest na Węgrzech znane. To potrawa raczej bardziej CK, sycąca i nawet niezła. To znaczy dla mnie po prostu i tylko ok, ale byli tacy, co się nią zajadali i prosili o dokładkę. Należy ją podać z kwaśną śmietaną, ale alergicy oczywiście zapominają o tym fakcie.
Przygotujmy zatem:
kilogram łopatki wieprzowej (lub karkówki)
700 g kapusty kiszonej
2 średnie cebule
2-3 ząbki czosnku
po 2 łyżeczki słodkiej i wędzonej papryki
ok. 2 łyżek mąki
łyżeczkę mielonego kminku
pełną łyżkę smalcu
bulion lub wodę
sól i pieprz do smaku
Kapustę lekko pokroić, odstawić. Mięso pokroić w dużą kostkę, oprószyć mąką i podsmażyć na rozgrzanym smalcu. Wyjąć z patelni i przełożyć do garnka. Na tłuszczu po mięsie podsmażyć posiekane cebule, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, kminek, oba rodzaje papryki, wymieszać i wrzucić mięso. Podlać bulionem lub wodą, przykryć i dusić przez ok. godzinę, a następnie dodać kapustę i dusić jeszcze pół godziny.