Zapiekanka-suflet z wędzoną makrelą i szpinakiem na cieście tartowym.
Niecierpliwię się i denerwuję. Niecierpliwię się i denerwuję, bo działeczka nasza warzywna jeszcze nie zabronowana, warzywa nie wysiane, a na niektóre już zaczyna być za późno. Niecierpliwię się i denerwuję, bo mam wrażenie, że jeśli chodzi o nasz ogród, to co roku jesteśmy spóźnieni, że nie wykorzystujemy jego potencjału, że jest nie taki jak być powinien. Niecierpliwię się i denerwuję, bo wiosna niby już dawno daje znać o sobie, ale jednocześnie jest zbyt zimna, żeby wzeszły jakiekolwiek z wysianych ziół. Niecierpliwię się i denerwuję, bo teraz nagle w piwnicy odkrywam dziadkowe książki o warzywnictwie i ogrodnictwie i czytając je widzę, że znów wszystko zrobiliśmy nie tak… to nie mogłem ich znaleźć 2 miesiące temu? Niecierpliwię się i denerwuję, bo okazuje się, że nie tak łatwo się przestawić z bycia blokowym chłopakiem, do życia w wiejskich klimatach, a nauka przychodzi bardzo, bardzo wolno. I znów jedyne co mogę powiedzieć i zrobić, to „za rok”. Za rok będziemy o te sprawy mądrzejsi, za rok zrobimy od początku tak jak trzeba. Za rok wszystko zaplanujemy wcześniej… za rok… za rok… za rok…
Łatwiej już gotować.
1 wędzona makrela
3 ząbki czosnku
0,5 szklanki mleka
Pół paczki szpinaku
Pól cebuli
200g śmietany 18%
3 duże jajka
2 łyżki mąki
50g. sera żółtego startego
Łyżeczka ziaren kolendry
Sól, pieprz, curry
2 szklanki mąki pszennej
Ok. 10 g masła
Łyżka – dwie zimnej wody
Zacząłem od zrobienia ciasta na tarte – standardowo – 2 szklanki przesianej mąki wyrabiam z ok. 10g [może ciut więcej – nie wiem – resztka w kostce została, nie ważyłem] pokrojonego w kostkę masła. Dodałem odrobinę zimnej wody, tak żeby ciasto było elastyczne, ale nie lepiące się. Wyrabiałem ok. 5min. następnie w kulkę go i do lodówki.
Do rondelka postawionego na niewielkim ogniu wrzuciłem obrane z ości mięso makreli wędzonej, dorzuciłem 1 posiekany ząbek czosnku i chwilkę smażyłem razem, następnie dolałem 0,5 szklanki mleka i dusiłem razem jeszcze z 15min. Sól, pieprz.W tym czasie na patelni przygotowałem szpinak z posiekanymi 2 ząbkami czosnku i połową cebuli, doprawiłem szczyptą curry, soli i pieprzu.Do miski wrzuciłem z 200g. śmietany, wbiłem 3 jajka, dokładnie wymieszałem razem trzepaczką. Dorzuciłem łyżeczkę utłuczonych w moździerzu ziaren kolendry, sól, pieprz. Potem 2 łyżki mąki i jakieś 50g. startego żółtego sera.Formę do pieczenia wysmarowałem masłem, i wyłożyłem wyciągniętym z lodówy ciastem tartowym. Na spód poszła makrela, później warstwa szpinakowa i na koniec wylałem jaja ze śmietaną. Tzn – do tej tarty wylałem, chociaż niewiele brakowało, a wylałbym na podłogę.
No i do nagrzanego na jakieś 170 oC piekarnika. Pierwsze 15 min. na dużym grzaniu, na drugie 15 min. zmniejszam do minimum.
No a później to już tylko wyłożyć na talerze i jeść. Albo tak jak my wkładać do buzi i chuchać, chuchać, bo goorąąące! Ale za to smakowało, kuchciki odczekały cierpliwie aż im ostygnie, a później wszamały całe porcje. Makrela dzięki wygotowaniu w mleku zyskała bardzo fajny, delikatny smak, super się to komponowało ze szpinakiem, którego lekka, naturalna kwaskowatość przełamywała całość. Wszystko uzupełnione posmakiem kolendry, która w połączeniu z wędzoną rybą tworzyła głęboki charakter dania. No a tarta sprawiła, że danie lekkie, ale sycące.
A na deser pierwszy kuchcik wraz ze swoją o 4 lata starszą „ciocią” zrobili świetne pieczone gruszki z miodem. Się zdolniachy kulinarne znalazły, no!
Nie, nie wiem skąd były o tej porze roku gruszki – nie pytajcie mnie – to moja teściowa skądś wytrzasnęła, ale to były dobre, zimowe gruszki, nie żadne tam plastikowe podróbki z supermarketa.
Takie mieliśmy dzisiaj ucztowanie, a co! Przynajmniej w kuchni coś nam wychodzi.
Łatwiej już gotować.
1 wędzona makrela
3 ząbki czosnku
0,5 szklanki mleka
Pół paczki szpinaku
Pól cebuli
200g śmietany 18%
3 duże jajka
2 łyżki mąki
50g. sera żółtego startego
Łyżeczka ziaren kolendry
Sól, pieprz, curry
2 szklanki mąki pszennej
Ok. 10 g masła
Łyżka – dwie zimnej wody
Zacząłem od zrobienia ciasta na tarte – standardowo – 2 szklanki przesianej mąki wyrabiam z ok. 10g [może ciut więcej – nie wiem – resztka w kostce została, nie ważyłem] pokrojonego w kostkę masła. Dodałem odrobinę zimnej wody, tak żeby ciasto było elastyczne, ale nie lepiące się. Wyrabiałem ok. 5min. następnie w kulkę go i do lodówki.
Do rondelka postawionego na niewielkim ogniu wrzuciłem obrane z ości mięso makreli wędzonej, dorzuciłem 1 posiekany ząbek czosnku i chwilkę smażyłem razem, następnie dolałem 0,5 szklanki mleka i dusiłem razem jeszcze z 15min. Sól, pieprz.W tym czasie na patelni przygotowałem szpinak z posiekanymi 2 ząbkami czosnku i połową cebuli, doprawiłem szczyptą curry, soli i pieprzu.Do miski wrzuciłem z 200g. śmietany, wbiłem 3 jajka, dokładnie wymieszałem razem trzepaczką. Dorzuciłem łyżeczkę utłuczonych w moździerzu ziaren kolendry, sól, pieprz. Potem 2 łyżki mąki i jakieś 50g. startego żółtego sera.Formę do pieczenia wysmarowałem masłem, i wyłożyłem wyciągniętym z lodówy ciastem tartowym. Na spód poszła makrela, później warstwa szpinakowa i na koniec wylałem jaja ze śmietaną. Tzn – do tej tarty wylałem, chociaż niewiele brakowało, a wylałbym na podłogę.
No i do nagrzanego na jakieś 170 oC piekarnika. Pierwsze 15 min. na dużym grzaniu, na drugie 15 min. zmniejszam do minimum.
No a później to już tylko wyłożyć na talerze i jeść. Albo tak jak my wkładać do buzi i chuchać, chuchać, bo goorąąące! Ale za to smakowało, kuchciki odczekały cierpliwie aż im ostygnie, a później wszamały całe porcje. Makrela dzięki wygotowaniu w mleku zyskała bardzo fajny, delikatny smak, super się to komponowało ze szpinakiem, którego lekka, naturalna kwaskowatość przełamywała całość. Wszystko uzupełnione posmakiem kolendry, która w połączeniu z wędzoną rybą tworzyła głęboki charakter dania. No a tarta sprawiła, że danie lekkie, ale sycące.
A na deser pierwszy kuchcik wraz ze swoją o 4 lata starszą „ciocią” zrobili świetne pieczone gruszki z miodem. Się zdolniachy kulinarne znalazły, no!
Nie, nie wiem skąd były o tej porze roku gruszki – nie pytajcie mnie – to moja teściowa skądś wytrzasnęła, ale to były dobre, zimowe gruszki, nie żadne tam plastikowe podróbki z supermarketa.
Takie mieliśmy dzisiaj ucztowanie, a co! Przynajmniej w kuchni coś nam wychodzi.