Wyznania znad deski do prasowania
Kilka razy do roku, zwykle przed świętami lub gdy ktoś miał się u nas zatrzymać na kilka dni, mama wysyłała mnie do magla. Składała poszewki, ręczniki i obrusy w stosik, wszystko zawijała w duży ręcznik (zielony w białe wzorki – największy w domu) i spinała agrafką.
Ja brałam pakunek pod pachę i szłam na sąsiednie blokowisko do magla. Zwykle szłam najpierw po koleżankę, żeby umilić sobie drogę.
Na blokowisku za moją podstawówką, wśród betonowych, szaroburych wieżowców była mała oaza złożona z kilku domków jednorodzinnych otoczonych zielonymi płotami i ogródkami z ogromną ilością floksów i róż. Przy jednym z takich domów na drzwiach blaszanego garażu była przyczepiona tabliczka z napisem magiel elektryczny.
Tam właśnie chodziłam zanieść pranie. Wchodziłam do środka i wąchałam. Napawałam się zapachem maglowanej pościeli i prześcieradeł. Ten zapach przyciągał mnie jak magnes. Było w nim coś kojącego, babcinego. Coś, co przywołuję we wspomnieniach do dziś, gdy jest mi źle. Interes prowadziło starsze małżeństwo. Pan maglował, a pani składała. Zgrany duet, zgrane ruchy. Czasami, gdy moje pranie robione było na poczekaniu, dostawałam cieplutki pakunek. I to lubiłam najbardziej!
Do magla nie chodzę już od bardzo dawna. Ale wciąż pamiętam ten zapach. W domu magla nie mam, lecz prasuję i zapach temu towarzyszący kojarzy mi się tamtym z dzieciństwa. Lubię prasować. To jedna z moich ulubionych prac domowych. Uspokaja niemal jak samo jak pieczenie chleba. Prasuję raz w tygodniu wszystko na raz, hurtem. I choćbym miała nie wiem jak ogromne hałdy wygniecionych ubrań i całej reszty, nie będę narzekać :) Rozkładam deskę, napełniam żelazko wodą, robię sobie kawę, włączam telewizor i prasuję. Wdycham zapach proszku, płynu do płukania i parującej wody mieszające się ze sobą tworząc cudnie pachnącą mieszankę.
Podczas ostatniej sesji prasowania, dodatkowo czas umilił mi kawałek babki. Zwykła – niezwykła babka. Niezwykła, bo bez grama masła, za to ze śmietaną kremówką zamiast niego. A zwykła, ponieważ to cały czas babka, wilgotna, o pysznym śmietankowo-waniliowym smaku. Podjadałam ją sobie między prasowaniem koszul i ściereczek do naczyń.
Lubię prasować!
Babka śmietankowa (bez masła)
duża forma z kominkiem
przepis autorstwa Lauren Chattman
3 szkl. mąki
1 łyżka proszku do pieczenia
½ łyżeczki soli
6 dużych jajek
2 ¼ szkl. cukru ( oryginalnie było 2 ¾ )
1 łyżka ekstraktu waniliowego
2 szkl. śmietany kremówki (dałam 30%)
Piekarnik nagrzać do 175°C. Dużą formę z kominkiem wysmarować masłem i wysypać mąką.
Mąkę, proszek do pieczenia i sól przesiać do miski i odstawić.
W drugiej misce utrzeć na gęstą, białą masę jajka z cukrem. Wmieszać wanilię.
Zmniejszyć obroty miksera na minimum i dodawać na zmianę mąkę (w trzech częściach i śmietanę (w dwóch). Po każdym dodaniu mąki lub śmietany krótko zmiksować, tylko do połączenia się składników. Przelać ciasto do formy i włożyć do nagrzanego piekarnika. Piec około 45 minut. Można sprawdzić patyczkiem, czy jest już upieczone. Jeśli ciasto zbyt szybko będzie się rumienić, przykryć je z góry luźno folią aluminiową.
Po upieczeniu zostawić na 15 minut i wyłożyć na kratkę do ostygnięcia.