PSOTY, posty, znaczy się...
Jeśli Ty, który to czytasz, jesteś brodatym mnichem, który na obiad je obierki z starych ziemniaków, odejdź stąd daleko. Bo to nie będzie postny post. Będzie o pokusach.
Powodów jest kilka. Po pierwsze, za taką tematyką przemawia tytuł tego bloga.
Po drugie, mamy czas Postu. A z czym innym kojarzy się post, jak nie z pokusami właśnie.
Jest też trzeci powód. Otóż jestem kobietą wyzwoloną i piszę o czym chcę.
Pokusa to nic innego, jak coś paskudnie znęcającego się nad naszą wolą. Niestety to prawda, że trudno jej się oprzeć. Zwłaszcza takiej, jak ta poniżej.
Jeśli wierzyć starochrześcijańskim podaniom, to każdy demon ma imię. Ten tutaj zwie się truflami czekoladowymi. Ech, nawet nie ma co z nim walczyć.
Co sprawia, że paskudnik jest tak trudny w zwyciężeniu? Jestem głęboko przekonana, że jego siła tkwi w serku mascarpone.
Nie wiem, czy nie działam teraz jak jakiś mały psotnik, ale zamierzam powodzić Was nieco na pokuszenie i zdradzić przepis na te łakocie. Ciekawe jaką siłą woli się wykażecie, znając przepis. Do popełnienia grzechu zjedzenia całego talerza trufli, pozostanie już wtedy dosłownie jeden krok (wykonanie) a potem już tylko jeden kęs.. Mmm... Pałaszowanie.
Czy 20 trufli to już grzech ciężki?
Z pomocą miejscowego kaznodziei albo znajomego czekoladożercy konesera, spróbujcie to osądzić sami. W każdym razie ja tu tylko podaję składniki. Oto i one:
- dwie tabliczki czekolady ( zawartość kakao 70%)
- 200 g serka mascarpone
- 50 g twarogu
- odrobina mleka
- 2-3 łyżki kaszy manny- kilka kropel olejku karmelowego
- dwie łyżki cukru (tylko wtedy, gdy samych siebie naprawdę lubimy wodzić na pokuszenie)
- szczypta kardamonu
- 4-5 łyżek gorzkiego kakao
Naszą pracę... jaką, u licha, pracę?! Przecież wyrabianie trufli to czysta przyjemność! A więc zaczynamy ją od rozpuszczenia w gorącym mleku czekolady. Roztapiająca się powoli czekolada to jeden z piękniejszych widoków, obok zachodzącego słońca, czy też męskich pleców.
Dodajemy do niej łyżkę kakao oraz olejku karmelowego. Zapach tak obłędny, jak ten, jaki wydzielają świeże truskawki z babcinego pola. Następnie, by masa była gęstsza i bardziej zwarta, dodajemy nieco kaszy manny. A jeśli ktoś woli ją słodszą, niech nie krępuje się dodać i cukier. Rozkosznie jest patrzeć, jak to wszystko znów tężeje.
Równie miłe memu oku jest zerkać, jak kolejno masa czekoladowa łączy się leniwie z tłustym mascarpone.
Teraz cała nadzieja na udane trufle spoczywa w energii naszych rąk. Trzeba wszystko dokładnie wymieszać. A następnie grzecznie odstawić do lodówki oraz... czekać. Wiem, nie lubimy tego słowa.
Ach, co to za pokusa - wiedzieć, że w lodówce kryje się czekoladowa masa, a mimo to czekać, by uformować z niej dwadzieścia małych kuleczek obtoczonych w kakao.
I chyba właśnie ten ostatni krok jest najtrudniejszy. Mój trik na zgrabne kulki? Smaruję ręce czymś tłustym (masło, olej, oliwa) i co jakiś czas płuczę w zimnej wodzie.
Tak wykonane kulki wkładamy raz jeszcze na (co najmniej) godzinę do lodówki. Znowu - cierpliwości!
Myślę, że trufle kuszą właśnie tym, że wymagają cierpliwego działania. Nie są łatwe. Z truflami, zupełnie jak z kobietami. Kuszą niekoniecznie te w kusych spódniczkach, ale te, które są trudne do zdobycia. Co, do których trzeba poczekać, by je posmakować.
Nie jestem głosem płci brzyd... męskiej, ale wiem (może właśnie tym bardziej), że kobieta stanowi nie lada pokusę dla faceta. Śmiem twierdzić, że większą, niż wszystkie trufle świata razem wzięte.
Kobieta, jeśli tylko ma minimum świadomości, jak uwodzić faceta, ma go w garści, a jeśli nadto ma jeszcze trochę tupetu, by tej wiedzy użyć, ma go na całe życie.
Pisałam, że kuszą te, które są niełatwo dostępne. Ale czym jeszcze kusi kobieta? I jak?
Naprawdę myślicie, że zdradzę nasze tajemnice?
Już widzę, jak zlatują się tu hordy mężczyzn głodnych wiedzy, jakież to sztuczki stosujemy, że tak, a nie inaczej działamy na naszych absztyfikantów.
Jeśli zaś zachowam post milczenia i nie pisnę ni słówka, zwabię tu tylko głodnych trufli łasuchów.
Zatem - panowie, obejdźcie się ze smakiem, łasuchy- smacznego! I nie martwcie się, z przyjemnością daję dziś wszystkim rozgrzeszenie na te małe czekoladowe szaleństwo.