Pomidorowa nie do końca klasycznie
Uwielbiam zupy. Jako dziecko byłam ich umiarkowanym, a do tego niezwykle wybrednym fanem - pomidorowa z makaronem musiała być zabielana, ale ta z ryżem czysta; ogórkowa tylko bez ogórków, z czego śmiała się cała moja Rodzina - jednak dopóki nie została przecedzona, nie ruszyłam. Barszcz tylko czerwony i tylko w Wigilię, za to zawsze z przyjemnością jadłam kręcipołki - czyli kluski na mleku (nazwę wymyśliłam, kiedy zobaczyłam Babcię ukręcającą kawałeczki ciasta - przyjęła się w Rodzinie i teraz nikt inaczej tej zupy nie nazywa). Zupy owocowe odpadały w przedbiegach, szczególnie wiśniowa cieszyła się moją ogromną niechęcią. Szczawiowa była nie do przyjęcia, a zupę z botwinki akceptowałam (lub nie) w zależności od układu gwiazd.
Jak się jednak okazało - do zup trzeba dorosnąć. A przynajmniej ja musiałam. I dorosłam. Teraz uwielbiam, choć do udziwnień podchodzę z dystansem. Odkąd spróbowałam kremu z marchewki, zakochałam się w nim na zabój. Krem z dyni również cieszy się moim ogromnym uznaniem, szczególnie taki dobrze doprawiony, z dużą ilością pieprzu i chilli. Jak się okazało - C. też zupy uwielbia. Jemy je dość często, bo pasują na każdą pogodę - mogą rozgrzać lub ochłodzić, robi się je stosunkowo szybko, a składniki bywają niewyszukane.
W poniedziałek C. miał popołudniową zmianę. Zazwyczaj w takich przypadkach jem, co nam zostało z poprzedniego dnia, lub zadowalam się na przykład tostem. Tym razem jednak miałam ogromną chęć na coś porządnego. Z wyrzutem patrzyły na mnie pomidory, a że w oczy rzucił mi się przepis na krem pomidorowy w gazecie Sól i pieprz, nr 4/2012, postanowiłam ugotować sobie zupkę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Poszło szybko, wyszło nieźle. Jak na mój gust trochę za dużo tu śmietany - 80 ml moim zdaniem zupełnie by wystarczyło. Ale ja, jak to ja, zamiast wlewać po trochu i sprawdzać, czy mi smakuje, wlałam od razu cały kubeczek. Trudno - i tak mi smakowało. Doprawiłabym to jeszcze jakąś bazylią następnym razem - można poeksperymentować. Tak czy inaczej - dobry kremik nie jest zły. A i C. stwierdził, że wyszło bardziej niż zjadliwie, więc śmiało mogę polecić.
Krem ze świeżych pomidorów ze śmietaną
Składniki: (na 4 porcje)
- 2 małe cebule
- 3 ząbki czosnku
- 1,5 kg pomidorów
- 500 ml bulionu
- 1/3 łyżeczki chilli w płatkach
- sól
- pieprz
- 125 ml creme fraiche (18%)
dodatkowo:
- 4 łyżki śmietany kremówki (38%)
- natka pietruszki
Pomidory sparzyć, obrać, usunąć pestki i pokroić w kostkę. Cebule obrać i pokroić w kostkę. Czosnek obrać i posiekać. Na maśle zeszklić cebulę, dodać czosnek. Dodać pomidory, gotować 5 minut. Wlać bulion, wsypać sól, pieprz i chilli, gotować 15 minut. Zdjąć z ognia, zmiksować, wlać śmietanę i wymieszać. Ewentualnie doprawić do smaku. Podgrzać, ale nie gotować.
Podawać z kleksem śmietany, posypaną natką pietruszki.
Smacznego!
Odkąd wróciłam do Danii, słońce widziałam łącznie może przez dziesięć minut. Ech... Ciężko się przestawić z krótkich spodenek na kurtkę przeciwdeszczową z kapturem. Ale przynajmniej nie ma burz i Ptysia się nie stresuje. Bright side of life.