Krotka podroz do Szwajcarii
Gdy patrze na moj ostatni wpis to uswiadamiam sobie, ze bardzo zaniedbalam bloga. Ostatnio jednak wiele sie dzieje, wyjazdy, rodzinne uroczystosci i goscie z daleka, to wszystko sprawilo, ze na blogowanie zupelnie zabraklo mi czasu. Plusem jednak jest to, ze bylo mnie troche wiecej w kuchni.
Ale zanim zaczne znow dzielic sie sprawdzonymi przpisami dzis bedzie troche o mojej podrozy do Szwajcarii. Tak sie szczesliwie zlozylo, ze akurat trwa tydzien szwajcarski w naszej blogowej podrozy z cyklu "Z widelcem po Europie" pod przewodnictwem Kuchni Ireny i Andrzeja.
Szkoda, ze przed wyjazdem nie zdawalam sobie z tego sprawy, na pewno lepiej bym sie przygotowala. Co prawda sam wyjazd zorganizowany byl na ostatnia chwile, ale mimo to podziele sie moimi wrazeniami.
Ten piekny, zielony i bardzo czysty kraj odwiedzilam w dlugi majowy weekend. Tym razem dlugi byl rowniez i u mnie, co prawda nie obylo sie bez dodatkowego dnia urlpu, ale i tak weekend trwal 3 cale dni. Zawsze gdy w Polsce wszyscy rozkoszuja sie tym pierwszym majowym "urlopem", tu we Francji mamy zaledwie jeden dzien wolny jakim jest 1 maja.
Ale wracajac do tematu.
Jadac do Szwajcarii wiedzialam o tym kraju tyle, ze jest to stolica czekolady, cos switalo w glowie o serach i jeszcze o rosti. Na miejscu wszystko to znalazlo swoje potwierdzenie.
Do tego od zawsze kojarzylam ten kraj z bankami, drogimi sklepami na Bahnhofstrasse w Zurichu i scyzorykami. Poza tym wszystkim spodziewalam sie jednak zobaczyc przepiekne krajobrazy, widoki, ktore mnie oczarowaly. Sprawly wrecz chec pozostania tam na dluzej.
Zaluje tylko, ze pogoda nie byla bardziej laskawa, bo zwiedzanie w trakcie deszczu w towarzystwie malego dziecka nie jest jednak najfajniejsze. Mimo kaprysow pogody udalo nam sie dotrzec nad przelom Renu w Schaffhausen, a potem, jeszcze tego samego dnia pojechalismy do Rapperswil, gdzie w przepieknym zamku miesci sie polskie muzeum.
Niestety Lucerne i Zurich zwiedzalismy z parasolem w reku.
Klimat i szwajcarskie smakolyki sprawily, ze do domu wrocilo mnie nieco wiecej niz wyjechalo. Poza czekolada, ktora wrecz uwielbiam, zajadalam sie przepysznymi chlebami. Normalnie nie jadam chleba, ten francuski nie do konca mi odpowiada, choc przyznaje, ze mam juz ze dwa swoje ulubione, no ale to zupelnie nie to samo. Szwajcarskie chleby i buleczki bardzo przypadly mi do gustu. Moja Coreczka zas zajadala sie czyms na wzor precli i o ile dobrze pamietam nazywalo sie to "pains de sils"
Moj Maz za to stal sie fanem przysmaku z Zurichu, a mianowicie "saucisses de rotir de veau du St-Gall". Ta cieleca parowka z zupelnie bialej w trakcie pieczenia robi sie prawie czarna i popekana. W Zurichu zajada sie nia kazdy turysta, ale tez staly miekszkaniec tego miasta i okolic. Chyba w okolicach jeziora jest najwiecej punktow, gdzie mozna zjesc ten specjal. Nie pogardzila nim nawet sama Tina Turner i nie przeszkadzalo Jej rowniez to, ze zjadala go na stojaco wsrod innych wielbicieli tego dania.
Ja przywiozlam kilka takich kielbasek do domu by moj Maz mogl jeszcze raz odbyc kulinarna podroz do Szwajcarii. Kielbaska doskonale smakuje w towarzystkie tradycyjnego rosti.
Rosti z podpiekana kielbaska cieleca
skladniki:
kielbaska celeca (biala)
na rosti:
zieniaki obrane i starte na grubych oczkach
1 cebula drobno posiekana
sol i pieprz
wykonanie:
Kielbaske najlepiej piec na grillu, ale mozna tez usmazyc ja na bardzo niewielkiej ilosci tluszczu. Im jest cielniejsza tym lepsza.
Ziemniaki zalewamy zimna woda na 10 minut. Po tym czasie dokladnie je odsaczamy z wody. Dodajemy do nich posiekana cebule, sol i pieprz.
Smazymy na patelni okolo 15 minut z jednej strony. Nastepnie caly placek przekladamy na druga strone i smazymy okolo 10 minut.
Smacznego!
Ale zanim zaczne znow dzielic sie sprawdzonymi przpisami dzis bedzie troche o mojej podrozy do Szwajcarii. Tak sie szczesliwie zlozylo, ze akurat trwa tydzien szwajcarski w naszej blogowej podrozy z cyklu "Z widelcem po Europie" pod przewodnictwem Kuchni Ireny i Andrzeja.
Szkoda, ze przed wyjazdem nie zdawalam sobie z tego sprawy, na pewno lepiej bym sie przygotowala. Co prawda sam wyjazd zorganizowany byl na ostatnia chwile, ale mimo to podziele sie moimi wrazeniami.
Ten piekny, zielony i bardzo czysty kraj odwiedzilam w dlugi majowy weekend. Tym razem dlugi byl rowniez i u mnie, co prawda nie obylo sie bez dodatkowego dnia urlpu, ale i tak weekend trwal 3 cale dni. Zawsze gdy w Polsce wszyscy rozkoszuja sie tym pierwszym majowym "urlopem", tu we Francji mamy zaledwie jeden dzien wolny jakim jest 1 maja.
Ale wracajac do tematu.
Jadac do Szwajcarii wiedzialam o tym kraju tyle, ze jest to stolica czekolady, cos switalo w glowie o serach i jeszcze o rosti. Na miejscu wszystko to znalazlo swoje potwierdzenie.
Do tego od zawsze kojarzylam ten kraj z bankami, drogimi sklepami na Bahnhofstrasse w Zurichu i scyzorykami. Poza tym wszystkim spodziewalam sie jednak zobaczyc przepiekne krajobrazy, widoki, ktore mnie oczarowaly. Sprawly wrecz chec pozostania tam na dluzej.
Zaluje tylko, ze pogoda nie byla bardziej laskawa, bo zwiedzanie w trakcie deszczu w towarzystwie malego dziecka nie jest jednak najfajniejsze. Mimo kaprysow pogody udalo nam sie dotrzec nad przelom Renu w Schaffhausen, a potem, jeszcze tego samego dnia pojechalismy do Rapperswil, gdzie w przepieknym zamku miesci sie polskie muzeum.
Niestety Lucerne i Zurich zwiedzalismy z parasolem w reku.
Klimat i szwajcarskie smakolyki sprawily, ze do domu wrocilo mnie nieco wiecej niz wyjechalo. Poza czekolada, ktora wrecz uwielbiam, zajadalam sie przepysznymi chlebami. Normalnie nie jadam chleba, ten francuski nie do konca mi odpowiada, choc przyznaje, ze mam juz ze dwa swoje ulubione, no ale to zupelnie nie to samo. Szwajcarskie chleby i buleczki bardzo przypadly mi do gustu. Moja Coreczka zas zajadala sie czyms na wzor precli i o ile dobrze pamietam nazywalo sie to "pains de sils"
Moj Maz za to stal sie fanem przysmaku z Zurichu, a mianowicie "saucisses de rotir de veau du St-Gall". Ta cieleca parowka z zupelnie bialej w trakcie pieczenia robi sie prawie czarna i popekana. W Zurichu zajada sie nia kazdy turysta, ale tez staly miekszkaniec tego miasta i okolic. Chyba w okolicach jeziora jest najwiecej punktow, gdzie mozna zjesc ten specjal. Nie pogardzila nim nawet sama Tina Turner i nie przeszkadzalo Jej rowniez to, ze zjadala go na stojaco wsrod innych wielbicieli tego dania.
Ja przywiozlam kilka takich kielbasek do domu by moj Maz mogl jeszcze raz odbyc kulinarna podroz do Szwajcarii. Kielbaska doskonale smakuje w towarzystkie tradycyjnego rosti.
Rosti z podpiekana kielbaska cieleca
skladniki:
kielbaska celeca (biala)
na rosti:
zieniaki obrane i starte na grubych oczkach
1 cebula drobno posiekana
sol i pieprz
wykonanie:
Kielbaske najlepiej piec na grillu, ale mozna tez usmazyc ja na bardzo niewielkiej ilosci tluszczu. Im jest cielniejsza tym lepsza.
Ziemniaki zalewamy zimna woda na 10 minut. Po tym czasie dokladnie je odsaczamy z wody. Dodajemy do nich posiekana cebule, sol i pieprz.
Smazymy na patelni okolo 15 minut z jednej strony. Nastepnie caly placek przekladamy na druga strone i smazymy okolo 10 minut.
Smacznego!