Kopalnia, piasek i... Rolada
Uff... W końcu mam chwilkę, żeby wystukać posta. Niedzielę calutką spędziłam poza domem, wczoraj po pracy wybraliśmy się na zakupy, i też jakoś czasu zabrakło.Zakupy zakupami, jakie są, każdy wie. Natomiast niedzielna wycieczka na długo zapisze mi się w pamięci jako niezwykle udane i fascynujące doświadczenie. Wielki buziak dla Dużego za zorganizowanie tego wszystkiego i kilkukrotne wprawienie mnie w niemy zachwyt.
Zaczęło się od tego, że mając w planie wolny weekend stwierdziłam, że należy coś z tym zrobić. Póki pogoda dopisuje nie ma co siedzieć w domu, bo na to czas jeszcze będzie. Postanowiliśmy więc pojechać na zachód, czyli nad Morze Północne. Pospacerować po plaży, zobaczyć, co tam ciekawego mają. Ruszyliśmy całkiem wcześnie, czyli po dziewiątej, i kiedy dotarliśmy na miejsce, byłam, szczerze mówiąc, lekko zdziwiona - morza nie widać, jest za to brama z olbrzymim nietoperzem. Hmm... Okazało się, że D. zabrał mnie do starej kopalni wapienia! Z sześćdziesięciu kilometrów korytarzy dla turystów otwarte są dwa, przy czym są genialnie wręcz oświetlone, i naprawdę robią wrażenie. Od czasu do czasu są organizowane różne akcje, typu poszukiwanie nietoperzy, kiedy otwierane są inne części kopalni. Na co dzień jednak jest, to co jest, przy czym nie ma przewodnika i można chodzić tymi labiryntami, jak się człowiekowi podoba! Poza tym można pooglądać sery... Pewna znana duńska firma tam właśnie trzyma te długo dojrzewające. Zapach, jest, hmm... Bardzo serowy.Poza kopalnią jest niewielkie muzeum, można też spacerować w okół i podziwiać niesamowite widoki. Jedyne, czego żałuję, to że zapomnieliśmy aparatu. Jednak było tak wspaniale, że wybierzemy się tam jeszcze kiedyś z pewnością, i wtedy już obowiązkowo będziemy robić zdjęcia.
Jest jeszcze jeden niby drobiazg, który sprawił, że Mønsted tak bardzo przypadło mi do gustu. Czy to do muzeum, czy do kopalni, wszędzie można wejść z psem! Jest to dla mnie bardzo ważne, bo na tak długie wycieczki muszę po prostu Ptysię zabierać ze sobą, i dużym utrudnieniem jest fakt, że w Polsce w wielu miejscach jest zakaz wprowadzania psów. W Danii mają do nich zdecydowanie lepszy stosunek.
Dla wszystkich zainteresowanych: oto link do strony kopalni w Mønsted. Jeśli kiedyś będziecie w okolicy - bardzo polecam. Gwarantuję niezapomniane wrażenia!
Cóż, to nie koniec atrakcji, które przygotował dla mnie D. Przejechaliśmy wzdłuż wybrzeża, zatrzymując się, żeby wdrapać się na wydmy i popodziwiać morze, a później w Hvide Sande, czyli po prostu Białych Piaskach - miejscowości turystycznej, w której akurat odbywał się festiwal wędkowania. Wszędzie więc, mniejsi i więksi wędkowali, rozmawiali o wędkowaniu, szli wędkować, lub z wędkowania wracali. Mnie osobiście niezbyt to interesuje, ale widać było, że festiwal ma wielu zwolenników.Nas zafascynowały bunkry, które można było dokładnie obejrzeć od zewnątrz i od środka, a także Festiwal Rzeźb Piaskowych, który odbywa się w Søndervig, niedaleko Hvide Sande. Tym razem niestety nie udało nam się załapać na zwiedzanie (było już za późno), ale z zewnątrz widzieliśmy niesamowite rzeźby. W przyszłym roku, na mur beton, tam będziemy. Takie kolosy z piasku są po prostu zachwycające! Dla zainteresowanych oczywiście strona piaskowych rzeźb. Również polecam.
Później wróciliśmy do domu, bo po pierwsze zrobiło się ciemno, a po drugie zimno (a może odwrotnie...?)Tak czy inaczej, wycieczkę uważam za bardzo, bardzo udaną. Jeszcze raz - dziękuję!
Teraz, jeśli jeszcze ktoś tu w ogóle jest, chciałaby zaprosić Was na roladę. Pierwszą, jaką przygotowałam. W ramach doskonalenia siebie i pokonywania lęków, postanowiłam w końcu spróbować. Przepis wyszukałam w gazetce Moje gotowanie: Ciasta: Biszkopty. Zdecydowałam się akurat na ten, bo wydał mi się dość prosty, a poza tym uwielbiam lemon curd, więc nawet jakby bardzo źle wyglądało, to i tak bym zjadła. Na szczęście, jak na pierwszy raz, wygląd jest całkiem przyzwoity. Biszkopt ładnie się zwinął, nadzienie nie wypłynęło, więc wszystko było, jak należy. Jedyne, do czego moi Panowie mieli zastrzeżenia, to właśnie ten cytrynowy smak... Dla nich ciasto było nieco za kwaśne, ale podane ze słodką bitą śmietaną grzecznie jedli, więc aż tak złe chyba jednak nie było... Według mnie kwaśno-słodkie w sam raz, ale jak już wspomniałam, jestem fanką cytrynowego do bólu kremu... Ciasto jest szybkie i, wbrew pozorom, naprawdę proste. Przygotowanie i upieczenie biszkoptu to moment, krem też wiele czasu nie zajmuje, przełożenie to sama przyjemność - i tylko poczekać trzeba, aż się schłodzi... Ale do tego potrzeba tylko odrobiny silnej woli, więc sądzę, że każdy da radę.Także, jeśli boicie się rolad, uwierzcie - to nic trudnego! Trzeba się tylko przełamać.
Rolada cytrynowa z mascarpone
Składniki:(na blachę z piekarnika 40x35 cm)
ciasto:
krem:
nasączenie:
Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia, wymieszać ze skórką cytrynową. Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec partiami wsypując cukier. Po jednym wbijać żółtka, dokłądnie miksując po każdym dodaniu. Partiami wsypywać mąkę, delikatnie miksując na najniższych obrotach.Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Delikatnie rozsmarować masę.
Piec 12-14 minut w 190 st. C.
Gorące ciasto przełożyć na obsypaną cukrem pudrem czystą ścierkę, luźno zawinąć wzdłuż dłuższego boku.Ostudzić.
Skórkę i sok z cytryn, żółka i jajka, cukier oraz mąkę ziemniaczaną umieścić w rondelku. Doprowadzić do wrzenia, gotować przez 2 minuty, ciągle mieszając. Wlać olej, gotować jeszcze kilka minut do zgęstnienia kremu. Jeśli zrobiły się grudki, przetrzeć przez gęste sito lub zmiksować blenderem na gładko.Wystudzić.
Ciasto rozwinąć, nasączyć likierem wymieszanym z wodą. Krem cytrynowy dokładnie wymieszać z mascarpone, a następnie rozsmarować na cieście, zostawiając około 2 cm nieposmarowanych od brzegu. Zawinąć roladę, schłodzić w lodówce przez przynajmniej cztery godziny.
Smacznego!
Strasznie długaśny post mi wyszedł, ale po prosu musiałam się z Wami podzielić wrażeniami z wycieczki. No i pochwalić się tą pierwszą roladą... Tak mi się to rolowanie spodobało, że już szukam przepisów na kolejne!
Zaczęło się od tego, że mając w planie wolny weekend stwierdziłam, że należy coś z tym zrobić. Póki pogoda dopisuje nie ma co siedzieć w domu, bo na to czas jeszcze będzie. Postanowiliśmy więc pojechać na zachód, czyli nad Morze Północne. Pospacerować po plaży, zobaczyć, co tam ciekawego mają. Ruszyliśmy całkiem wcześnie, czyli po dziewiątej, i kiedy dotarliśmy na miejsce, byłam, szczerze mówiąc, lekko zdziwiona - morza nie widać, jest za to brama z olbrzymim nietoperzem. Hmm... Okazało się, że D. zabrał mnie do starej kopalni wapienia! Z sześćdziesięciu kilometrów korytarzy dla turystów otwarte są dwa, przy czym są genialnie wręcz oświetlone, i naprawdę robią wrażenie. Od czasu do czasu są organizowane różne akcje, typu poszukiwanie nietoperzy, kiedy otwierane są inne części kopalni. Na co dzień jednak jest, to co jest, przy czym nie ma przewodnika i można chodzić tymi labiryntami, jak się człowiekowi podoba! Poza tym można pooglądać sery... Pewna znana duńska firma tam właśnie trzyma te długo dojrzewające. Zapach, jest, hmm... Bardzo serowy.Poza kopalnią jest niewielkie muzeum, można też spacerować w okół i podziwiać niesamowite widoki. Jedyne, czego żałuję, to że zapomnieliśmy aparatu. Jednak było tak wspaniale, że wybierzemy się tam jeszcze kiedyś z pewnością, i wtedy już obowiązkowo będziemy robić zdjęcia.
Jest jeszcze jeden niby drobiazg, który sprawił, że Mønsted tak bardzo przypadło mi do gustu. Czy to do muzeum, czy do kopalni, wszędzie można wejść z psem! Jest to dla mnie bardzo ważne, bo na tak długie wycieczki muszę po prostu Ptysię zabierać ze sobą, i dużym utrudnieniem jest fakt, że w Polsce w wielu miejscach jest zakaz wprowadzania psów. W Danii mają do nich zdecydowanie lepszy stosunek.
Dla wszystkich zainteresowanych: oto link do strony kopalni w Mønsted. Jeśli kiedyś będziecie w okolicy - bardzo polecam. Gwarantuję niezapomniane wrażenia!
Cóż, to nie koniec atrakcji, które przygotował dla mnie D. Przejechaliśmy wzdłuż wybrzeża, zatrzymując się, żeby wdrapać się na wydmy i popodziwiać morze, a później w Hvide Sande, czyli po prostu Białych Piaskach - miejscowości turystycznej, w której akurat odbywał się festiwal wędkowania. Wszędzie więc, mniejsi i więksi wędkowali, rozmawiali o wędkowaniu, szli wędkować, lub z wędkowania wracali. Mnie osobiście niezbyt to interesuje, ale widać było, że festiwal ma wielu zwolenników.Nas zafascynowały bunkry, które można było dokładnie obejrzeć od zewnątrz i od środka, a także Festiwal Rzeźb Piaskowych, który odbywa się w Søndervig, niedaleko Hvide Sande. Tym razem niestety nie udało nam się załapać na zwiedzanie (było już za późno), ale z zewnątrz widzieliśmy niesamowite rzeźby. W przyszłym roku, na mur beton, tam będziemy. Takie kolosy z piasku są po prostu zachwycające! Dla zainteresowanych oczywiście strona piaskowych rzeźb. Również polecam.
Później wróciliśmy do domu, bo po pierwsze zrobiło się ciemno, a po drugie zimno (a może odwrotnie...?)Tak czy inaczej, wycieczkę uważam za bardzo, bardzo udaną. Jeszcze raz - dziękuję!
Teraz, jeśli jeszcze ktoś tu w ogóle jest, chciałaby zaprosić Was na roladę. Pierwszą, jaką przygotowałam. W ramach doskonalenia siebie i pokonywania lęków, postanowiłam w końcu spróbować. Przepis wyszukałam w gazetce Moje gotowanie: Ciasta: Biszkopty. Zdecydowałam się akurat na ten, bo wydał mi się dość prosty, a poza tym uwielbiam lemon curd, więc nawet jakby bardzo źle wyglądało, to i tak bym zjadła. Na szczęście, jak na pierwszy raz, wygląd jest całkiem przyzwoity. Biszkopt ładnie się zwinął, nadzienie nie wypłynęło, więc wszystko było, jak należy. Jedyne, do czego moi Panowie mieli zastrzeżenia, to właśnie ten cytrynowy smak... Dla nich ciasto było nieco za kwaśne, ale podane ze słodką bitą śmietaną grzecznie jedli, więc aż tak złe chyba jednak nie było... Według mnie kwaśno-słodkie w sam raz, ale jak już wspomniałam, jestem fanką cytrynowego do bólu kremu... Ciasto jest szybkie i, wbrew pozorom, naprawdę proste. Przygotowanie i upieczenie biszkoptu to moment, krem też wiele czasu nie zajmuje, przełożenie to sama przyjemność - i tylko poczekać trzeba, aż się schłodzi... Ale do tego potrzeba tylko odrobiny silnej woli, więc sądzę, że każdy da radę.Także, jeśli boicie się rolad, uwierzcie - to nic trudnego! Trzeba się tylko przełamać.
Rolada cytrynowa z mascarpone
Składniki:(na blachę z piekarnika 40x35 cm)
ciasto:
- 60 g mąki
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- skórka otarta z 1 cytryny
- 6 jajek
- 80 g cukru
- 2 łyżki cukru pudru
krem:
- 3 cytryny
- 2 jajka
- 2 żółtka
- 200 g cukru
- 1 łyżka mąki ziemniaczanej
- 1 łyżka oleju
- 250 g serka mascarpone
nasączenie:
- 3 łyżki likieru cytrynowego
- 3 łyżki wody
Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia, wymieszać ze skórką cytrynową. Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec partiami wsypując cukier. Po jednym wbijać żółtka, dokłądnie miksując po każdym dodaniu. Partiami wsypywać mąkę, delikatnie miksując na najniższych obrotach.Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Delikatnie rozsmarować masę.
Piec 12-14 minut w 190 st. C.
Gorące ciasto przełożyć na obsypaną cukrem pudrem czystą ścierkę, luźno zawinąć wzdłuż dłuższego boku.Ostudzić.
Skórkę i sok z cytryn, żółka i jajka, cukier oraz mąkę ziemniaczaną umieścić w rondelku. Doprowadzić do wrzenia, gotować przez 2 minuty, ciągle mieszając. Wlać olej, gotować jeszcze kilka minut do zgęstnienia kremu. Jeśli zrobiły się grudki, przetrzeć przez gęste sito lub zmiksować blenderem na gładko.Wystudzić.
Ciasto rozwinąć, nasączyć likierem wymieszanym z wodą. Krem cytrynowy dokładnie wymieszać z mascarpone, a następnie rozsmarować na cieście, zostawiając około 2 cm nieposmarowanych od brzegu. Zawinąć roladę, schłodzić w lodówce przez przynajmniej cztery godziny.
Smacznego!
Strasznie długaśny post mi wyszedł, ale po prosu musiałam się z Wami podzielić wrażeniami z wycieczki. No i pochwalić się tą pierwszą roladą... Tak mi się to rolowanie spodobało, że już szukam przepisów na kolejne!