Granola dyniowa
Za czasów mej bardzo wczesnej młodości październik był miesiącem oszczędzania. Przyznać się, kto trzymał hajs w SKO? Bo ja nie trzymałam, niestety... Pewnie dlatego, jak by powiedział towarzysz Gierek, teraz złotówki nie umiem zaoszczędzić. Ale do rzeczy. W czasach halloweenów październik stał się miesiącem dyni, co mnie akuracik znacznie bardziej pasuje, bo dynię, w przeciwieństwie do kutwienia kasy, bardzo lubię. Lubię też zapożyczony zza oceanu halloween, bo po pierwsze trochę oswaja to, co straszne, po drugie uczy dzieci tego, czego towarzyszowi Gierkowi nie udało się wpoić memu pokoleniu, czyli przedsiębiorczości (trick or treat) oraz kojarzy się zawsze ze spotkaniami przy ognisku. Dzieciaki się straszą, a my sączymy grzane wino, smażąc im kiełbaski. A w razie porannej, pogrzańcowej niedyspozycji, uzupełniamy elektrolity zdrową i smaczną dyniową granolą.
Należy posiadać:
paczkę płatków owsianych (400 g)
po 2 łyżki pestek słonecznika, sezamu i nasion lnu
4 kopiaste łyżki puree z pieczonej dyni
ok. 1/2 szklanki syropu klonowego, domowego karmelu lub innego słodzidła w syropie
łyżkę tłuszczu (oleju, masła klarowanego lub innego, np. kokosowego)
po łyżeczce cynamonu i cukru z wanilią
łyżeczkę przyprawy do piernika
sporą szczyptę soli himalajskiej
2/3 szklanki pokrojonych, suszonych owoców
Płatki wymieszać w misce z pestkami i nasionami. Pozostałe składniki wymieszać w rondelku (tłuszcz musi być rozpuszczony), a następnie wmieszać dokładnie w miks płatków z dodatkami. Piekarnik z termoobiegiem rozgrzać do 170 stopni. Mieszankę rozłożyć na wyłożonej papierem do pieczenia blasze i wstawić do piekarnika na 10 minut. Przemieszać i wstawić na kolejne 10-15 minut - granola musi się zrumienić. Ewentualnie dorzucić owoce i gdy wystygnie, przełożyć do szczelnie zamykanego naczynia.