Fritata z kurczakiem i cukinią.
No i sami zostaliśmy z pierwszym kuchcikiem na gospodarstwie. Żona moja kochana zabrała drugiego kuchcika i gdzieś za Żywiec do jakiegoś pensjonatu się szkolić pojechała. No i dobrze jej tak. Czy się tam czegoś nowego dowie, to nie wiem, ale przynajmniej sobie odpocznie biedactwo, od nas, od sprzątania po nas i od gotowania nam wkoło. Znaczy się, dopóki nie wróci, no bo wtedy to pewnie sprzątania będzie miała za te wszystkie dni… Ja tam z resztą nie widzą, żeby strasznie tu było brudno. Ale ponoć ja nigdy nie widzę, jak ewidentnie jest. Pytam się kuchcika co na obiad zjemy. Trzylatkowi niespełna to trudno tak z głowy wymyślić potrawę jakąś, oprócz może kotlecików i tosta z dżemem. Więc poddałem mu kilka propozycji, które go nie zachwyciły i wtedy właśnie mnie olśniło i rzuciłem kolejną propozycję: „A może fritatę?” „Taaaaak! Fritatsy! Fritatsy! Będziemy jeść fritatsy!”.
1 pojedyncza pierś z kurczaka,
2 niewielkie ziemniaki
Pół obranej i wydrążonej cukinii [ok.300g]
1 papryka czerwona
3 ząbki czosnku
6 jajek
Sól, pieprz, tymianek, oregano.
Odrobina curry.
Sprawa jest prosta – na oliwę wrzucamy ząbki czosnku – tak jak są, w całości. No, może je obieramy tylko z tych twardych łupinek, bo one później nieprzyjemnie w zębach szeleszczą. Do tego od razu posiekane w małą kosteczkę ziemniaki. Smażymy chwilę. Solimy odrobinę. Kiedy widzimy, że ziemniaczki już obsmażone ładnie ze wszystkich stron, to wrzucamy posiekaną pierś z kurczaka. Lekko oprószamy curry. Kiedy kurczaczek będzie ładnie biały ze wszystkich stron, to wrzucamy pokrojoną w kosteczkę, czy w niewielkie [ok.0,5 cm grubości] pół-plasterki cukinii. Po chwili paprykę i dusimy całość, przyprawiając oczywiście tymiankiem solą i pieprzem.
W osobnej miseczce roztrzepujemy razem jajka, dodajemy odrobinę soli i oregano. I tu się wam muszę do czegoś przyznać – ze skąpstwa stwierdziłem, że właściwie 5 jaj powinno starczyć, wcale nie musi być 6 jak mówią przepisy. Musi jak się okazuje. Dodatkowo nie wziąłem pod uwagę, że tego wszystkiego razem w tej patelni, to mi całkiem sporo wyszło.
Moje skąpstwo zaowocowało tym, że fritata rozwalała się totalnie, nie dało się jej przewrócić na drugą stronę a na koniec na talerzu nie prezentowała się zbyt okazale.
Tak czy siak – te 6 razem roztrzepanych jajec wlewamy na patelnię na to wszystko co się w niej tam dusi. Rozlewamy po całej patelni i smażymy podważając co jakiś czas boki, postępując podobnie jak przy smażeniu omleta. Kiedy już się zetnie dobrze z jednej strony, to wykonujemy najbardziej karkołomną operację. Bierzemy durzą pokrywkę, albo wielki talerz, albo co tam dużego uznamy i staramy się zsunąć nań naszą fritatę, tak, żeby pozostała w takim kształcie jak na patelni. Następnie patelnią przykrywamy całość i sprawnym ruchem obracamy. W efekcie powinniśmy na patelni mieć fritatę w całości, tak jak leżała wcześniej, tylko do góry nogami. Jeśli użyliście odpowiednio dużo jajek i się wam dobrze ścięły, to na pewno wam to pójdzie sprawniej niż mi. Smażymy jeszcze z tej drugiej strony chwilę, tak, żeby cały placek się nam ładnie ściął.
Placek kroimy w ćwiartki – podobnie jak ciasto, czy pizzę i podajemy.
Pierwszy kuchcik przestaje wreszcie powtarzać w kółko „Noooo! Kiedy wreszcie będziemy jeść te fritatsy?!?” i zabiera się do jedzenia. Pałaszowania właściwie. Sam nie wiem, czy faktycznie mu tak smakuje [bo dobre jest – muszę przyznać] czy to magia słowa „fritatsy” tak na niego działa.
Tak czy siak wcina całkiem sporą porcję i ku mojemu zaskoczeniu ogromnemu obiad który normalnie by starczył dla całej rodziny zjadamy praktycznie cały tylko we dwóch.
1 pojedyncza pierś z kurczaka,
2 niewielkie ziemniaki
Pół obranej i wydrążonej cukinii [ok.300g]
1 papryka czerwona
3 ząbki czosnku
6 jajek
Sól, pieprz, tymianek, oregano.
Odrobina curry.
Sprawa jest prosta – na oliwę wrzucamy ząbki czosnku – tak jak są, w całości. No, może je obieramy tylko z tych twardych łupinek, bo one później nieprzyjemnie w zębach szeleszczą. Do tego od razu posiekane w małą kosteczkę ziemniaki. Smażymy chwilę. Solimy odrobinę. Kiedy widzimy, że ziemniaczki już obsmażone ładnie ze wszystkich stron, to wrzucamy posiekaną pierś z kurczaka. Lekko oprószamy curry. Kiedy kurczaczek będzie ładnie biały ze wszystkich stron, to wrzucamy pokrojoną w kosteczkę, czy w niewielkie [ok.0,5 cm grubości] pół-plasterki cukinii. Po chwili paprykę i dusimy całość, przyprawiając oczywiście tymiankiem solą i pieprzem.
W osobnej miseczce roztrzepujemy razem jajka, dodajemy odrobinę soli i oregano. I tu się wam muszę do czegoś przyznać – ze skąpstwa stwierdziłem, że właściwie 5 jaj powinno starczyć, wcale nie musi być 6 jak mówią przepisy. Musi jak się okazuje. Dodatkowo nie wziąłem pod uwagę, że tego wszystkiego razem w tej patelni, to mi całkiem sporo wyszło.
Moje skąpstwo zaowocowało tym, że fritata rozwalała się totalnie, nie dało się jej przewrócić na drugą stronę a na koniec na talerzu nie prezentowała się zbyt okazale.
Tak czy siak – te 6 razem roztrzepanych jajec wlewamy na patelnię na to wszystko co się w niej tam dusi. Rozlewamy po całej patelni i smażymy podważając co jakiś czas boki, postępując podobnie jak przy smażeniu omleta. Kiedy już się zetnie dobrze z jednej strony, to wykonujemy najbardziej karkołomną operację. Bierzemy durzą pokrywkę, albo wielki talerz, albo co tam dużego uznamy i staramy się zsunąć nań naszą fritatę, tak, żeby pozostała w takim kształcie jak na patelni. Następnie patelnią przykrywamy całość i sprawnym ruchem obracamy. W efekcie powinniśmy na patelni mieć fritatę w całości, tak jak leżała wcześniej, tylko do góry nogami. Jeśli użyliście odpowiednio dużo jajek i się wam dobrze ścięły, to na pewno wam to pójdzie sprawniej niż mi. Smażymy jeszcze z tej drugiej strony chwilę, tak, żeby cały placek się nam ładnie ściął.
Placek kroimy w ćwiartki – podobnie jak ciasto, czy pizzę i podajemy.
Pierwszy kuchcik przestaje wreszcie powtarzać w kółko „Noooo! Kiedy wreszcie będziemy jeść te fritatsy?!?” i zabiera się do jedzenia. Pałaszowania właściwie. Sam nie wiem, czy faktycznie mu tak smakuje [bo dobre jest – muszę przyznać] czy to magia słowa „fritatsy” tak na niego działa.
Tak czy siak wcina całkiem sporą porcję i ku mojemu zaskoczeniu ogromnemu obiad który normalnie by starczył dla całej rodziny zjadamy praktycznie cały tylko we dwóch.