Faworki
"Jabłek , jabłek pełen kosz..........
jak dukaty złooooote, sreeeeebrne, nieście proszę...."
Tego typu piosenkę śpiewałam na apelu w podstawówce, gdy chodziłam do czwartej klasy. Tak fałszowałam, że dostałam pałę. Nauczycielka obraziła się na mnie i przez parę miesięcy nie musiałam brać udziału w akademiach. Jak przypominam sobie tą sytuację, to pękam ze śmiechu:) Stałam z siostrą przebrana za jabłka, trzymałyśmy wysoko transparent z napisem: SZKOLNA KASA OSZCZĘDNOŚCI. Koleżanki trzymały kosze jabłek, które później przekazały władzom gminy :)
W moim koszyku zamiast jabłek są faworki. Co prawda nie czas na faworki ale czy karpia jemy tylko na Wigilię? Czy białą kiełbasę pałaszujemy tylko na Wielkanoc?
Przepis dostałam od Moniki- czytelniczki mojego bloga. Ten przepis, Monika robi od lat a nauczyła się od swojej mamy.
Faworki
"10 kopiastych łyżek mąki pszennej
5 łyżek kwaśnej śmietany
3 żółtka
2 łyżki masła
2 łyżki octu
Wszystkie składniki zagnieść. Smażyć tylko na smalcu."
Zmodyfikowałam trochę, bo panicznie boję się octu w dużych ilościach. Po odmierzeniu 10 łyżek mąki, ciasto było zbyt wilgotne, nie chciało się skleić. Moje kopiaste łyżki, zajęły 1,5 szklanki mąki. Odmierzyłam jeszcze raz i dodałam na pełne 2 szklanki. Po modyfikacji:
2 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki kwaśnej śmietany
3 żółtka
2 łyżki masła
1 łyżka octu
Wszystkie składniki zagnieść, podsypując dodatkowo mąką. Ciasto rozwałkować na grubość 2 mm. Wycinać paski o długości 8cm. i szerokości 3 cm. W każdym paseczku zrobić nożem nacięcie, przełożyć ciasto przez nacięty otwór. Wkładać na rozgrzany tłuszcz. Piec z dwóch stron na złoty kolor. Po wystudzeniu, faworki posypać cukrem pudrem.
Efekt końcowy: