Ciasteczka na drogę. I odrobina minimalizmu w kwestii ubrań

Ciasteczka na drogę. I odrobina minimalizmu w kwestii ubrań
Hura! Zaczynamy dziś nasze najdłużej wyczekiwane wakacje. Pierwsze nasze wspólne, tylko dla nas. W Pradze - mieście pełnym pięknych zakątków, do którego C. ma szczególny sentyment. Mamy pewne plany, zobaczymy, co z nich wyjdzie. Psica oczywiście jedzie z nami - mam nadzieję, że nie będzie to dla niej zbyt uciążliwe. Po drodze na jedną noc zatrzymujemy się w Dreźnie - liczę na to, że tam też uda nam się chociaż coś zobaczyć. Jestem ogromnie podekscytowana, i gdyby to nie było zupełnie niepoważne, podskakiwałabym w miejscu z tej dzikiej radości, która sprawia, że w brzuszku latają mi motylki...
Na drogę potrzebne są dwie rzeczy. Po pierwsze, i najważniejsze - słodkości. Bez czegoś do pojedzenia tak długa podróż jest po prostu nie do zniesienia. W duchu tej myśli w sobotę w nocy piekłam ciastka. Skończyłam gdzieś przed trzecią, po czym wyspacerowałam psa, wykąpałam się i doszłam do wniosku, że nie warto już się kłaść, skoro C. zaraz wróci z pracy i mnie obudzi. Cóż, wydawał się nieco zaskoczony - zapachem wypełniający dom i mną na kanapie, szczelnie owiniętą kocem, z książką w dłoniach i szklanką soku pomarańczowego na stole.
Co do ciasteczek - wyszły pierwsza klasa. Inspirację znalazłam w gazecie Dobre rady, wydanie specjalne, nr 2/2009. Co prawda jest poświęcona wypiekom świątecznym, ale ciii... Na zdjęciu był śliczne - płaskie, duże, ciemne, z kawałkami czekolady zatopionymi w cieście. Jak widać na zdjęciu - moje wyglądają zupełnie inaczej. Po pierwsze - są małe, bo specjalnie lepiłam mniejsze, żeby wygodniej się je jadło w podróży. Choć sporo rosną, to jednak nie rozpłynęły się za bardzo na boki - pewnie dlatego, że lekko zmieniłam proporcje składników, bo w okolicach północy sklepy dziwnym zbiegiem okoliczności są już pozamykane. Nie są też pięknie czekoladowe - w składnikach nie było kakao, i jakoś mnie to nie uderzyło. Jak już dotarło - było za późno. Jednak gdybym miała kakao, z pewnością bym je dosypała. Mimo wszystko wyszły boskie - delikatne, kruche, ale nie kruszące się, z duuużą ilością czekolady. C. stwierdził, że to jedne z najlepszych ciastek, jakie zdarzyło mu się jeść. I potwierdził to ilością wchłoniętych wczoraj przed pracą (na szczęście wyszło dużo, więc trochę nam na drogę zostało).
Ciasteczka z czekoladą
Zdjęcie - Ciasteczka na drogę. I odrobina minimalizmu w kwestii ubrań - Przepisy kulinarne ze zdjęciami
Składniki: (na 45-50 sztuk)
  • 215 g miękkiego masła
  • 150 g ciemnego brązowego cukru
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 2 jajka
  • 360 g mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 300 g ciemnej czekolady (60%)

Masło utrzeć na puszystą, gładką masę z cukrem, cukrem waniliowym i solą. Po jednym wbijać jajka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Mąkę przesiać z proszkiem i sodą, partiami dodawać do masy maślanej, miksując na najniższych obrotach miksera. Czekoladę posiekać. 200 g dodać do masy, dokładnie wymieszać łyżką. Masę schłodzić przez 30-60 minut.
Po tym czasie lepić z masy kuleczki nieco większe od orzecha włoskiego, delikatnie spłaszczać układając na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (w odstępach, bo ciasteczka sporo rosną). Resztą czekolady posypać ciasteczka, delikatnie wciskając ją w ciasto.
Piec w 180 st. C. 12-14 minut. Wystudzić na kratce.
Smacznego!
W sobotę w nocy, poza pieczeniem ciastek, zabrałam się za jeszcze jedną rzecz. Zainspirowana wpisem Truskawkowej Ani, wykorzystując fakt, że znów musiałam się spakować, też postanowiłam ograniczyć swój stan posiadania. Przejrzałam wszystkie (wszystkie!) moje ubrania, wyrzucając (czy raczej - póki co - odkładając na kupkę) wszystkie niepotrzebne. Z jednej strony wydaje mi się, że nie pozbyłam się aż tak wielu, z drugiej - nagle zrobiło się sporo miejsca w szafie (w Pradze mam w planie zakupy, więc jest to jak najbardziej pożądany efekt). Warto od czasu do czasu przejrzeć zawartość szaf - i choć wiem, że książek czy kuchennych pierdół nie będę potrafiła się pozbyć - to chociaż w jakimś aspekcie mojego życia zapanuje porządek (oby na jak najdłużej...).

Kategorie przepisów