Chleb jak z duńskiej piekarni
Zimno. Może nie jest to zimno arktyczne, jednak mi te minus trzy stopnie doskwierają. Dłonie marzną nawet w rękawiczkach, czapka, mimo że naciągnięta niemal na oczy, grzeje jakoś słabo, a pod płaszcz muszę wkładać trzy swetry, co zdecydowanie utrudnia mi ruchy i upodabnia mnie do bliżej nieokreślonego gatunku czerwonego potwora ze sporą nadwagą.
Śnieżnie. Moje miasteczko zamieniło się w krainę z bajki. Gdy patrzę przez okno, widzę pokryte śniegiem dachy domów i aut, całe wielkie połacie bieli na polach. Drzewa i krzewy w parku są oszronione, przez co nie wyglądają już tak nago i smutno. Pod stopami skrzypi świeży śnieg, gdy zapuszczamy się na dalsze, mniej uczęszczane ścieżki.
Mgliście. Od trzech dni nie widziałam w moim mieście słońca. Co zabawne, kilkadziesiąt kilometrów dalej, gdzie chodzę do szkoły, świeci słonko, temperatura jest wyraźnie na plusie, a krajobraz już niemal wiosenny. Tymczasem tutaj wszystko otulone jest grubą warstwą mlecznej mgły, która wszystko wycisza i sprawia, że nawet główna ulica wygląda tajemniczo. Z nadzieją wypatruję pana Holmes'a, w swym sherlockowym kapeluszu, podążającego tropem kolejnej zagadki.
Co, biorąc pod uwagę trzy powyższe czynniki, jest najlepszym sposobem na spędzenie kilku wolnych godzin? Owszem, książka brzmi ciekawie. Ale ona rozgrzeje raczej duszę niż ciało, a to ostatnie właśnie rozgrzania się domaga. Odpowiedź jest prosta - trzeba włączyć piekarnik. Żeby nie działał bezproduktywnie, tylko dla kaprysu, najlepiej wypełnić go drożdżowym ciastem, które swym ciepłem zamieni w aromatyczny bochenek, który będzie można, jeszcze ciepły, zjeść na kolację z masłem i ewentualnie odrobiną dżemu.
Mam dla Was przepis idealny. Ja co prawda mój bochenek upiekłam w wielkim, szkolnym piekarniku, razem z dwudziestoma pięcioma innymi, jednak w domowym zaciszu również uda się bez problemu. Jest to zwykły chleb na drożdżach, wyróżnia go dodatek mąki graham, przez co jest, podobno, nieco zdrowszy. Odpowiednie złożenie zapewni mu idealny kształt, a pieczenie z parą cudownie chrupiącą skórkę. Mięciutki w środku, smakuje naprawdę wyśmienicie.
Proporcje mogą się wydawać nieco dziwne, ale przeliczałam je z dwóch kilogramów mąki. Na domowe potrzeby aż takie ilości wydają mi się niepotrzebne, ale jeśli ktoś ma ochotę, może sobie ilość wszystkich składników pomnożyć razy trzy.
Chleb pszenny z mąką graham
Składniki: (na 2 bochenki)
- 430 g mąki pszennej
- 230 g mąki graham
- 25 g świeżych drożdży
- 1 łyżeczka cukru
- 1,5 łyżeczki soli
- 35 g oleju
- 385 ml letniej wody
Mąki przesiać, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i wlać 100 ml wody. Odstawić na 15 minut. Po tym czasie dolać resztę wody i olej, zagnieść ciasto. Gdy zacznie odchodzić od ręki, uformować z ciasta kulę, odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.
Wyrośnięte ciasto podzielić na pół. Z każdej części uformować kulę, ułożyć na blacie oprószonym mąką, przykryć ściereczką i zostawić na 15 minut.
Kulę ciasta ułożyć złączeniem do góry, kantem dłoni spłaszczyć na okrągły placek. Złożyć do środka 1/3, przygnieść, znów złożyć i przygnieść. Następnie zwinąć ciasto w rulon, podwinąć boki i ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia łączeniem do dołu. Tak samo przygotować drugi bochenek. Odstawić do wyrośnięcia na 45 minut.
Bochenki dowolnie naciąć.
Włożyć blachę do naparowanego piekarnika nagrzanego do 240 st. C. Od razu zmniejszyć temperaturę do 200 st. C. i piec 30-40 minut.
Wystudzić na kratce.
Smacznego!
Proces przygotowania bochenka nieco uprościłam na domowe potrzeby, ale jeśli ktoś ma ochotę poznać wzór na obliczanie temperatury wody, z przyjemnością podzielę się wiedzą w kolenym chlebowym wpisie.