Blondynki
Blondynki z charakterem. Mocno czekoladowym charakterem.
Balansują na granicy ciasta a batonika muesli.
Lekko zakalcowate, takie "chewy&sticky", co jednak idealnie komponuje się z dużą ilością czekolady - tym bardziej, że czekolada pozostaje mięciutka po ostygnięciu ciasta. Niebo w gębie!
Przyznam, że nie była to miłość od pierwszego gryza :) Choć początkowo stwierdziłam "dziwne jakieś", to ostatecznie do buzi wpadła nieprzyzwoita ilość tych słodkich blondynek :)
PS Teoretycznie blondynki powinny być z białą czekoladą, ale sama Nigella pisze... "nie ma czegoś takiego jak naturalna blondynka powyżej 24. roku życia (poza Skandynawią); tak więc patrząc na brązowe czekoladowe pasemka wyzierające z ciasta, można powiedzieć, że blondynki zdradzają swoje pochodzenie" :)
Składniki przepis Nigelli Lawson z książki 'Kuchnia. Przepisy z serca domu'
- 200g płatków owsianych (nie błyskawicznych)
- 100g mąki pszennej
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 150g miękkiego niesolonego masła
- 100g jasnego cukru muscovado [dałam zwykły]
- 1 puszka (400g) mleka skondensowanego słodzonego [u mnie kartonik 340 g]
- 1 jajko
- 170g gorzkiej czekolady w kawałkach albo łezkach (chocolate chips) [u mnie mix obu]
Potrzebna kwadratowa foremka o boku 23 cm albo aluminiowa tacka o wymiarach 30 x 20 x 5cm.
U mnie kwadratowa foremka o boku 25 cm.
Rozgrzej piekarnik do 180°C i wyłóż foremkę folią aluminiową − dzięki niej łatwiej wyjąć blondynki po upieczeniu − albo użyj aluminiowej tacki. [wyłożyłam papierem do pieczenia]
Zmieszaj w misce płatki owsiane, mąkę i sodę.
W drugiej misce utrzyj masło z cukrem, aż będzie jasne, napowietrzone i kremowe, a następnie wmieszaj mleko skondensowane i sypkie składniki.
Kiedy składniki dobrze się połączą, wmieszaj jajko, a następnie do powstałej dość gęstej masy dodaj kawałki czekolady.
Przełóż kostropatą masę do przygotowanej foremki, wygładź łopatką i piecz w rozgrzanym piekarniku przez 35 minut. Gotowe ciasto będzie wyraźnie ciemniejsze przy brzegach i powinno odchodzić od ścianek foremki. Na wierzchu będzie wyglądało na upieczone, ale pod spodem wciąż będzie niepokojąco podmokłe, żeby nie powiedzieć płynne. Stężeje jednak stygnąc, więc dla osiągnięcia pożądanej ciągnącej konsystencji trzeba je wyjąć z piekarnika, kiedy będzie się jeszcze wydawało ciut niedopieczone. [przez mój szalony piekarnik wyjęłam je dopiero po ok. godzinie, bo dopiero wtedy lekko się zarumieniły]
PRZY WCZEŚNIEJSZYM PRZYGOTOWANIU:
Blondynki można upiec 3 dni wcześniej i przechowywać w szczelnym pojemniku. W sumie zachowają świeżość przez 5 dni.
PRZY MROŻENIU:
Blondynki można zamrozić na 3 miesiące w hermetycznym pojemniku, przełożone pergaminem. Rozmrażaj je przez noc w chłodnym miejscu.