800 g filetów z dorsza [może być też inna ryba morska np. mintaj]
2 białka jajek
Odrobina mleka
Bułka tarta i mąka do panierki
Olej do smażenia
400 g. pokrojonego w kostkę ananasa z puszki (będziemy też potrzebować zalewy)
1 banan
Pół żółtej papryki
3 łyżki sosu sojowego
Pół łyżeczki imbiru
Ćwierć łyżeczki chilli
Sól, pieprz
Ze 2 łyżki masła.
Zaczęliśmy od marynaty – właściwie to całe warsztaty zaczęliśmy właśnie od tej marynaty – rybka potrzebuje w niej siedzieć z godzinkę, więc zrobiliśmy ją jako pierwszą rzecz. Jedna przemiła warsztatowiczka pokroiła rybę w kawałki, mimo, że nie lubi dotykać ryb, ale… była jedyną osobą która na moje pytanie kto przychodząc na warsztaty kulinarne umył łapki odpowiedziała pozytywnie. Więc ona się musiała poświęcić i pokroić tą rybę, a resztę odesłałem do łazienki. Szczerze powiedziawszy już nie wnikałem później w sprawę.
Tak czy siak – ona zajęła się dorszem [bardzo przepraszam, że piszę tak per „ona” i „warsztatowiczka”, ale… wstyd się przyznać, nawet nie zapytałem o imiona moich dzielnych pomocników. Poprawię się na przyszłość, obiecuję.] a ja w tym czasie szybko machnąłem marynatę – ze 2/3 zalewy z ananasa wymieszałem z 3łyżkami sosu sojowego, pół łyżeczki imbiru i 1/4 łyżeczki chilli, trochę soli i pieprzu. W tej zalewie moczymy rybę, około godzinki.
Ryba sobie leży w zalewie, a ja opowiadam uczestnikom różne pierdoły, przygotowujemy razem ciasto na mandazi, soczewicę o której więcej będzie jutro i kurczaka co o nim było ostatnio.





A później biorę tego nieszczęsnego banana, siekam go na półplasterki, ananasa już sobie wcześniej przygotowałem takiego posiekanego w puszce [niczym Adam Słodowy w kluczowym momencie wyciągający z pod stołu, gotowy element ze słowami „ja już sobie wcześniej coś takiego przygotowałem”], paprykę przemiła jedna osoba oczyściła z gniazd nasiennych i też w kosteczkę ją. No i masełko na patelnię, a na masełko nasze owoce.






Owoce smażymy na maśle ok. 3 minut, a później dodajemy do nich zalewę z pod ryby i dusimy jeszcze razem przez kilka minut. Banany zapewne się całkowicie rozpadną i zagęszczą nam nasz sos, i bardzo dobrze, tak być powinno.
Rybę oczywiście możemy lekko przypalić, jeśli jest się roztrzepanym prowadzącym i robi się jeszcze jednocześnie trzy rzeczy na raz. Ale generalnie powinna być na patelni po ok. 2 min. z każdej strony.



Ale przyznaję – ta ryba jest naprawdę bardzo bardzo smaczna – owoce orzeźwiają i nadają lekkości smażonemu mięsu ryby, lekka pikantność imbiru i chilli w zalewie przełamuje słodkawy smak. Ja po posiekaniu bananów skropiłem je lekko cytryną, żeby od razu nie sczerniały, co też na pewno miało swoje znaczenie, dzięki temu słodki smak ananasa nie zdominował całości, tylko nadał jej niesamowitej owocowej lekkości.
Polecam używać sosu sojowego jasnego [czyli tego najbardziej popularnego], ja w miniony weekend robiłem tą rybę jeszcze na prośbę moich rodziców, a u nich był tylko ciemny sos sojowy i… no miał ciut za bardzo wyrazisty smak, troszkę ciężkawy jak na ogólną lekkość dania.

Obiecuję, że jutro wrzucę ostatnią część relacji z soczewicą po etiopsku.
A poza tym, to wreszcie przestało dzisiaj lać… wprawdzie to prawda, co mówią, że nieźle się nam tu na południu powodzi, ale już bym bardzo chciał zobaczyć chociaż kawałek słońca, żeby sobie przypomnieć jak też ono wygląda.