Jak podnieść na duchu zaospowane dzieci, czyli drożdżowe rogaliki
Zaczyna się. Nie wiem dlaczego, ale jesień jest u mnie czasem zmian - pozytywnych (przynajmniej w moim odczuciu). Zamiast oddawać się błogiemu lenistwu i wspominaniu wakacyjnych, ciepłych miesięcy, zaczynam szukać sobie dodatkowych zajęć. Wróciłam na fitness, który z dojazdami zajmuje mi naprawdę sporo czasu, jakoś bardziej chce mi się coś robić - wyjść z psem mimo niepogody, upiec coś, odwiedzić kogoś... Na przekór deszczom, wiatrom i szybko zapadającemu zmrokowi, czuję motywację do działania (nie cały czas, ale częściej, niż latem). I mimo, że wczoraj i dziś musiałam wstać przed piątą, i jutro zresztą też mnie ta przyjemność nie ominie, zamiast zapadać w błogą drzemkę po pracy - działam. Na dziś zaplanowałam wizytę u koleżanki (biedna, nie dość, że ma trójkę zaospiałych dzieci, to sama jest w kropki), i żeby choć troszkę poprawić jej i maluchom humor, postanowiłam coś im upiec. Coś słodkiego, łatwego do jedzenia przez małe łapki, nie doprowadzające do pasji mamy ukremowieniem wszystkiego na około. Kiedy więc zobaczyłam na blogu Śladami słodkiej babeczki przepis na drożdżowe rogaliki wiedziałam, że to jest dokładnie to, czego mi potrzeba. Niewiele myśląc wybrałam się na zakupy, żeby zaraz potem przystąpić do działania.
Hmpf... Muszę przyznać, że ciasto strasznie mnie denerwowało. Przy wyrabianiu nie chciało przestać się lepić, jednak twardo pozostając przy wytycznych nie podsypywałam mąką - faktycznie, po wyrośnięciu miało konsystencję idealną do wałkowania (jeśli jednak nadal by się kleiło, można podsypać mąką). Tyle, że przy wałkowaniu strasznie się ściągało - wiecie, co mam na myśli? Placek nieustannie się kurczył, więc sapałam nad nim niemiłosiernie, grożąc mu wałkiem (z czego nic sobie nie robił). Jakoś jednak mi się udało. Reszta to już prościzna. Oczywiście moje rogaliki wyglądają, jakby formowała je totalna lebiega (którą chyba niestety jestem...), nie ujmuje to jednak ich smaku - są boskie! Do nadziania użyłam domowych powideł śliwkowych. Możecie nafaszerować je czymkolwiek, byle gęstym - inaczej nadzienie wypłynie podczas pieczenia. Na początku chciałam je jeszcze polukrować, ale bez tego smakują idealnie - a ja nie lubię, jak jest zbyt słodko. Polecam je Wam serdecznie - w pracy zrobiły furorę, dzieciakom mam nadzieję też zasmakują.
Drożdżowe rogaliki z powidłami śliwkowymi
Składniki: (na 24 sztuki)
ciasto:
- 500 g mąki pszennej
- 11 g suszonych drożdży
- 120 g cukru
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
- skórka otarta z 1 cytryny
- 1/2 łyżeczki soli
- 200 ml letniego mleka
- 4 żółtka
- 50 g masła
nadzienie:
- 170 g powideł śliwkowych
dodatkowo:
- 1 jajko
Mąkę przesiać do miski, wymieszać z drożdżami, cukrem, cukrem waniliowym, skórką cytrynową i solą. Wlać mleko, wbić żółtka, zagnieść. Masło rozpuścić i ostudzić, wlać do ciasta, wyrobić. Ciasto powinno być gładkie, może być nieco lepkie. Odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na 1,5 godziny.
Wyrośnięte ciasto jeszcze raz szybko zagnieść, podzielić na trzy równe części. Pierwszą rozwałkować na koło o średnicy około 25 cm. Przekroić na 8 trójkątów (jak pizzę).
Przy podstawie każdego trójkąta nakładać łyżeczkę powideł, zawinąć ciasny rulonik, zagiąć końce formując rogalik. Tak samo postąpić z pozostałym ciastem.
Gotowe rogaliki układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawić na 20-30 minut do napuszenia. Przed pieczeniem wierzch każdego rogalika posmarować roztrzepanym jajkiem.
Piec w 190 st. C. 15-20 minut, aż do zrumienienia. Ostudzić na kratce.
Smacznego!
Październik zaczął się ciszą na blogu, ale obiecuję, że to tylko takie kiepskie początki. Mam już przygotowaną recenzję (czy też raczej moją opinię na temat) naprawdę świetnej książki, upiekłam też serniczki, które podbiły nasze serca. Jutro (mam nadzieję, że dam radę) mam zamiar poeksperymentować, i jeśli mi się uda powiem Wam, co zrobić z białkami, które zostają od rogalików. Plany są ambitne, mam nadzieję, że realizacja pójdzie gładko.