Dżem cytrynowy z cukinii i historia pewnej łyżeczki
Zdarzyło nam się odwiedzić lokalny targ staroci. Oczekiwaliśmy lichych łóżek polowych zastawionych wybrakowanym sprzętem, zepsutymi żelazkami i starymi komiksami z Kaczorem Donaldem. Odkryliśmy jednak o wiele więcej. Podpatrzyliśmy niedzielne życie zgromadzonej wokół targu mini-społeczności, pełnych zachwytu przechodniów oraz kolekcjonerów komentujących swoje wyprawy w poszukiwaniu skarbów i z zazdrością spoglądających na zbiory sąsiadów - kanapy z czasów Ludwika, rozłożyste poroża, srebrną, carską zastawę, bursztynowe słonie i właśnie TO. Tę łyżeczkę prawie przeoczyliśmy - schowała się głęboko pod warstwami dostojnych i pięknie zdobionych widelców i grawerowanych noży. Od razu jednak wiedzieliśmy, że kryje w sobie jakąś historię. Jak się okazało, łyżeczka pochodziła z dawnego hotelu Ritz, który odwiedzali dygnitarze z całego regionu oraz kraju, dystyngowane panie i eleganccy jegomościowie we frakach. Białostocki Ritz, od 1912 aż do czasu II wojny światowej i podpalenia go przez niemieckie wojska w 1944, stanowił symbol klasy oraz najwyższych standardów, dorównując Ritzom w Paryżu, Rzymie czy też Nowym Jorku. Pojawienie się lub bywanie tu było natomiast utożsamiane z życiowym, społecznym i finansowym powodzeniem.
W hotelu Ritz znajdywała się bodaj najsłynniejsza białostocka restauracja. Wieczorami grała tu orkiestra smyczkowa, a odziane w lisie futra damy machały ubrudzonymi kawiorem łyżeczkami w takt delikatnej muzyki. Przechodząc do koktajl baru, panowie w zamyśleniu kręcili w palcach swoje sumiaste wąsy, po czym porywali w objęcia najpiękniejsze fordanserki, czyli urocze panie zabawiające hotelowych gości.
Czy potem udawali się do jednego z pięćdziesięciu hotelowych pokoi - nie wiadomo. Wiadomo jednak, że niejedna panna dałaby sobie skraść pocałunek za możliwość skorzystania z ciepłej lub zimnej wody, zadzwonienia z pokojowego telefonu, obejrzenia reprodukcji obrazów znanych malarzy czy chociażby podróży windą.
Wracając jednak do łyżeczki oraz nieco zatartego grawerunku "Ritz"... Ponoć Piłsudski słodził nią herbatę, zawsze dwie kostki cukru!, mieszając czaj energicznie i z werwą godną przywódcy. Prawdopodobnie Pola Negri jadła nią czekoladowe lody, składając przy tym usta w dziubek, jakby wiedziała, że kelnerzy obserwują ją zza kuchennych drzwi. Stanisław Przybyszewski zaś używając naszej łyżeczki nakładał na jajko na twardo najlepszy, kremowy majonez, co raz zawieszając rękę w powietrzu i obmyślając kolejne wersy swojego "Confiteora".
Niemal sto lat później Państwo Sandman wyjadają nią dżem wprost ze słoika. Jednak, aby kontynuować tradycyję i oddać łyżeczce należny hołd, nie jest to byle jaki dżem - niebanalny, nietuzinkowy i zaskakujący dżem cytrynowy z cukinii.
Dżem cytrynowy z cukinii (na podstawie przepisu z "Moje gotowanie", nr 7 2012)
Składniki 1 1/2 kg cukinii bez skórki i pestek szklanka cukru torebka galaretki cytrynowej łyżka kwasku cytrynowego olejek cytrynowy
starta skórka z dwóch cytryn
sok z dwóch cytryn
Przepis znaleźliśmy w czasopiśmie, jednak odpowiednio go zmodyfikowaliśmy. Wydał nam się intrygujący, ale mało naturalny. Uważamy, że składniki typu olejek czy kwasek cytrynowy z powodzeniem można, a nawet należy (!) zastąpić naturalnymi wzmacniaczami smaku, jak chociażby skórka i sok z cytryny. Nie warto dodawać niepotrzebnej "chemii". Zamiana wyjdzie na korzyść zarówno naszym kubkom smakowym, jak i zdrowiu. Dlatego, jeśli dodajemy olejek i kwasek cytrynowy, to tylko symbolicznie i do smaku. Co do gramatury: podana ilość składników z powodzeniem wypełni dwa półlitrowe słoiczki doskonałym dżemem. Dżem poddaliśmy już surowej ocenie naszych znajomych krytyków, otrzymawszy nawet zamówienie na kilka bożonarodzeniowych słoiczków. Jak twierdzi mama, z której ogródka pochodzą warzywa, tegoroczny sezon jest bardzo łaskawy dla cukinii, jest to więc chyba całkiem niezły pomysł...
Wykonanie Obrane i wypestkowane cukinie ścieramy na drobnej tarce, przekładamy papkę do garnka i dusimy ją na małym ogniu, nie zapominając o częstym mieszaniu. Kiedy cukinia zmięknie, dosypujemy cukier, galaretkę, skórkę, sok z cytryn oraz kwasek cytrynowy. Dżem będzie dusił się jeszcze około 30 minut przy asyście naszego częstego mieszania. Następnie dodajemy wedle uznania olejek i łączymy go z masą. Gorący dżem wlewamy do przygotowanych, czyli wyparzonych słoiczków, zakręcamy i stawiamy je do góry dnem. Potem otwieramy słoiczki i delektujemy się niebanalnym smakiem cytrynowego dżemu z cukinii, stosując jako dodatek do naleśników, a nawet do pieczeni. Wypróbowaliśmy go już nawet z ciastem morelowym, grillowanym camembertem oraz delikatnym schabem - w każdym towarzystwie prezentował się znakomicie.
Smacznego życzą,
Mr. & Mrs. Sandman
P.S. Fotorelacja z targu staroci pojawi się już wkrótce.
Przepis bierze udział w kulinarnych akcjach:
Smakołyki na pikniki,
Domowa spiżarnia,
Konfitury 2012,