Carbonade flamande
Są takie potrawy, w których zakochuję się od pierwszego wejrzenia. Wejrzenia, podkreślam. Urodą poraziło mnie, na przykład, ciasto zwane mrówczym gniazdem, natomiast jego inne zalety do mnie nie przemówiły. W przeciwieństwie do carbonade flamande. Przepis znalazłam tutaj, schowałam i rok czekał, aż się zbiorę na przysłowiową odwagę. Nie wiem, czemu tak długo to zajęło, bo potrawa właściwie robi się sama. Moja karbonada jest trochę niekoszerna, bo zamiast belgijskiego ciemnego piwa użyłam mojego ulubionego dziwadełka, a zamiast jakiegoś ichniego cukru - muscovado. No i trochę pomieliłam w proporcjach, ale i tak wyszło genialne. Cudowne. Wspaniałe.
Najlepiej robić tę potrawę w żeliwnym garnku, w którym możemy smażyć, a potem piec. Ja takiego nie posiadam, więc podsmażałam na patelni, a piekłam w naczyniu żaroodpornym.
Należy posiadać:
800-1000 g chudej łopatki
cebulę
2 kromki piernika*
2 łyżki musztardy
ok. 300 ml ciemnego piwa
ok. 200 ml cielęcego bulionu**
50 g cukru muscovado
3 łyżki oliwy
łyżka masła
sól i pieprz do smaku
Mięso umyć, usunąć błonki, pokroić w dużą kostkę. Mocno rozgrzać oliwę i usmażyć na niej łopatkę. Zdjąć mięso z rondla, zmniejszyć ogień i na maśle podsmażać posiekaną cebulę - przez ok. 5-6 minut. Wsypać cukier i smażyć razem dalej, aż cukier się nieco skarmelizuje (minutę, dwie). Wtedy z powrotem wrzucić mięso, dodać piwo i zagotować. Wlać bulion, posolić i popieprzyć do smaku. Kromki piernika posmarować musztardą i ułożyć na mięsie (posmarowaną stroną do góry). Danie przykryć, wstawić do piekarnika nagrzanego do 130 stopni (termoobieg) i piec przez 2 godziny. Po tym czasie przemieszać i piec jeszcze godzinę, aż mięso będzie miękkie.
*jak nie macie, to się sposiłkujcie dwoma katarzynkami bez polewy
**wołowy też będzie ok