AfroWarsztaty. Kurczak po kongijsku.
Zacznę od końca. No właściwie, to według planu powinna być pierwsza potrawa, która miała wyjść z kuchni. Niestety z powodu jakiejś awarii prądowej kurczak stał przez około godzinę, czy nawet więcej w letnim piekarniku i ani myślał się upiec. Uczynił to w końcu, ale prawie półtorej godziny po przewidywanym terminie zakończenia warsztatów. Wszystkie przepisy które przyrządzaliśmy w czasie naszych AfroWarsztatów, w tym i ten kurczak, były bardzo proste, ale jednocześnie bardzo smaczne. A sam przepis znalazłem na stronie ugotuj.to, a z tego co pamiętam dawno temu był chyba w dodatku do gazety wyborczej „kulinarny atlas świata”.
Potrzebujemy:
1 średniego kurczaka
Ok. 4 łyżek sklarowanego masła
Pół szklanki masła orzechowego
1/ 4 szklanki majonezu
Sól.
Pół szklanki posiekanych orzechów ziemnych.
A kurczaka przygotowujemy tak:Dzielimy go na klasyczne ćwiartki [na pół, wzdłuż kręgosłupa, a następnie udka na zgięciach]. Prosimy jedną z przemiłych warsztatowiczek, żeby roztopiła na patelence 4 łyżki masła klarowanego
A sami solimy kurczaka ze wszystkich stron,
A następnie smarujemy roztopionym masłem i układamy w brytfance, skórą w dół.
Wrzucamy do piekarnika rozgrzanego na 170 o C na pół godziny.
W międzyczasie prosimy kolejną przemiłą warsztatowiczkę, żeby wymieszała nam na jednolitą masę pół szklanki masła orzechowego z 1/ 4 szklanki majonezu.Tą masą - kiedy minie pół godziny, a my obrócimy kurczaka, tak żeby teraz znajdował się skórą [albo tym co z niej zostało i co nie przywarło do dna] do góry – smarujemy kurczaka dosyć obficie i wrzucamy jeszcze na 15 min. do piekarnika.
Siekamy orzechy ziemne, tak z pół szklanki, posypujemy nimi kurczaka i po chwili podajemy do degustacji. Kurczak znika w iście olimpijskim tempie, pochłaniany przez przemiłych warsztatowiczów i warsztatowiczki. [patrz niżej]
Tak to powinno, przynajmniej w teorii wyglądać. A to, że piekarnik nie był rozgrzany do 170 o C i że pozostał taki nierozgrzany jeszcze przez dłuższy czas, przez co masło zamiast odparować, pozostało w brytfance, za to kurczak puścił soki i w ogromnej ilości płynów, kiedy wreszcie piekarnik zaczął działać poprawnie, właściwie się ugotował a nie upiekł; i to, że został wreszcie podany po ponad 3 godzinach od rozpoczęcia, zamiast po godzinie, to to wszystko już zupełnie inna historia.
A tak na marginesie, to mogę jeszcze dodać, że owego kurczaka powinno się podać na żółtym ryżu [ zabarwionym kurkumą] i przesmażonych zielonych papryczkach, które najpierw obiera się ze skóry, a następnie smaży na oleju aż zbrązowieją.
Coś trochę na ten kształt:
Już wkrótce dalsza część relacji.
za zdjęcia dziękuję Ani i Ann
Potrzebujemy:
1 średniego kurczaka
Ok. 4 łyżek sklarowanego masła
Pół szklanki masła orzechowego
1/ 4 szklanki majonezu
Sól.
Pół szklanki posiekanych orzechów ziemnych.
A kurczaka przygotowujemy tak:Dzielimy go na klasyczne ćwiartki [na pół, wzdłuż kręgosłupa, a następnie udka na zgięciach]. Prosimy jedną z przemiłych warsztatowiczek, żeby roztopiła na patelence 4 łyżki masła klarowanego
A sami solimy kurczaka ze wszystkich stron,
A następnie smarujemy roztopionym masłem i układamy w brytfance, skórą w dół.
Wrzucamy do piekarnika rozgrzanego na 170 o C na pół godziny.
W międzyczasie prosimy kolejną przemiłą warsztatowiczkę, żeby wymieszała nam na jednolitą masę pół szklanki masła orzechowego z 1/ 4 szklanki majonezu.Tą masą - kiedy minie pół godziny, a my obrócimy kurczaka, tak żeby teraz znajdował się skórą [albo tym co z niej zostało i co nie przywarło do dna] do góry – smarujemy kurczaka dosyć obficie i wrzucamy jeszcze na 15 min. do piekarnika.
Siekamy orzechy ziemne, tak z pół szklanki, posypujemy nimi kurczaka i po chwili podajemy do degustacji. Kurczak znika w iście olimpijskim tempie, pochłaniany przez przemiłych warsztatowiczów i warsztatowiczki. [patrz niżej]
Tak to powinno, przynajmniej w teorii wyglądać. A to, że piekarnik nie był rozgrzany do 170 o C i że pozostał taki nierozgrzany jeszcze przez dłuższy czas, przez co masło zamiast odparować, pozostało w brytfance, za to kurczak puścił soki i w ogromnej ilości płynów, kiedy wreszcie piekarnik zaczął działać poprawnie, właściwie się ugotował a nie upiekł; i to, że został wreszcie podany po ponad 3 godzinach od rozpoczęcia, zamiast po godzinie, to to wszystko już zupełnie inna historia.
A tak na marginesie, to mogę jeszcze dodać, że owego kurczaka powinno się podać na żółtym ryżu [ zabarwionym kurkumą] i przesmażonych zielonych papryczkach, które najpierw obiera się ze skóry, a następnie smaży na oleju aż zbrązowieją.
Coś trochę na ten kształt:
Już wkrótce dalsza część relacji.
za zdjęcia dziękuję Ani i Ann